45 Sesja rady miejskiej : Aktywni Sybiracy : Barlinek w fotografii : Benefis Romany Kaszczyc : Biegi leśne : Dojrzałość a odpowiedzialność : Dom dziecka - jesień pełna sukcesów : Dzień Białej Laski : Ekonomik gra na giełdzie : Euroregionalne prezentacje : Gordyjski węzeł cieplny : Grałam w Wilnie : Listy do redakcji : Luzak - Integracja młodzieży : Nagrody dla nauczycieli : Nowe rondo - flesz : Nowy Rok w Akademii Rolniczej : Obchody Dni Seniora : Ogłoszenia drobne : Okiem pacjenta cz.II : Owoce partnerstwa : Proza życia : Puchar 4 Wysp : Riposta na niechciane prezenty : Rosnący poziom biedy : Rowerowy rajd po Parku : Rozmaitości : Sesja Rady Miejskiej : Spływ Drawą : Sport : Spotkanie z Romą : Szansa na biznes : Usc : Wiadomości wędkarskie : Wiadomości ze szkół : Wyniki wyborów samorządowych : Z dnia na dzień : Z lamusa Raptusa

 

Z lamusa

 

Mamy to już za sobą. I całe szczęście. Patrząc co się dzieje w naszym Parlamencie należało się spodziewać, że kampania przedwyborcza do samorządów będzie przebiegać jeszcze zajadlej, ale ku własnemu zadowoleniu myliłem się. No... nie zupełnie... Ale odosobnione przypadki sięgania do sił nadprzyrodzonych nie mogą decydować o ocenie całej kampanii, która w ogólnym przekroju nie przekroczyła znamion przyzwoitości. Było głośno. Było głośno i dobrze, a że w decybelach, a nie w chamstwie. To jest doskonała perspektywa na przyszłość.

Każda kampania niesie za sobą ryzyko przekroczenia granic dobrego tonu, wszak chodzi o władzę, o możliwość decydowania przez następne cztery lata o kształcie miasta i gminy. Tym razem byłem pełen podziwu dla kandydatów do wszelkich szczebli władzy samorządowej za powściągliwość wypowiedzi (były wyjątki, były...), za skupianie się nad prezentowaniem własnych programów, a nie równaniem z błotem programów swoich politycznych przeciwników. Społeczeństwo umie to docenić, więc przyjemnie było mi słuchać ocen tej kampanii z ust potencjalnych wyborców w pełni wyrozumiałych dla jej form, a które jeszcze przecież kilka lat temu byłyby ciężkie do zrozumienia. Powolutku uczymy się demokracji, jak do tej pory dość dziwnie rozumianej w naszej społeczności... Nawet drobne i mniej drobne kłamstewka, do których zawsze sięgaliśmy z nadzieją, że pomogą zyskać parę głosów osób złaknionych sensacji i populizmu, jakoś nie raziły. Ludzie nie dali się na nie nabrać.

Dwanaście lat wolności słowa, a więc i oceny tego słowa, pozwoliły generalnie mieszkańcom naszego miasta i gminy nauczyć się oddzielać ziarna od plew. A że jest margines osób wyciągających rękę po złotówkę, a nawet po całe duże piwo w zamian za obietnicę oddania głosu na jakiegoś kandydata, to inna rzecz. Mniemam, że oni i tak nie poszli do urn. Tacy ludzie byli, są i będą nie tylko w naszym  kraju. Oni się rodzą w innych krajach również.

Jest jednak pewna sprawa, która martwi mnie nadal. To osoby nie głosujące. Czy to tak trudno zrozumieć, że nie głosując oddajemy głos na najbardziej zdyscyplinowaną opcję (bez względu na to co ona reprezentuje)? Nie idąc do urn w przekonaniu (skąd takie przekonanie?), że: „A ja i tak nie zmienię niczego. Co ma być to i będzie”, to absolutnie błędne rozumowanie. Przez swoją absencję stwarzamy procentową przewagę (przynajmniej w naszym przypadku) tej opcji politycznej, - nie zawsze przez nas umiłowanej - która potrafi zmobilizować swoich zwolenników do uczestniczenia w wyborach.

Może się zdarzyć, że czeka nas jeszcze jedna tura (piszę to przed oddaniem kolorowych stron do druku) i oby nam nie pękły nerwy.

Do powyborczej nudy

Raptus