45 Sesja rady miejskiej : Aktywni Sybiracy : Barlinek w fotografii : Benefis Romany Kaszczyc : Biegi leśne : Dojrzałość a odpowiedzialność : Dom dziecka - jesień pełna sukcesów : Dzień Białej Laski : Ekonomik gra na giełdzie : Euroregionalne prezentacje : Gordyjski węzeł cieplny : Grałam w Wilnie : Listy do redakcji : Luzak - Integracja młodzieży : Nagrody dla nauczycieli : Nowe rondo - flesz : Nowy Rok w Akademii Rolniczej : Obchody Dni Seniora : Ogłoszenia drobne : Okiem pacjenta cz.II : Owoce partnerstwa : Proza życia : Puchar 4 Wysp : Riposta na niechciane prezenty : Rosnący poziom biedy : Rowerowy rajd po Parku : Rozmaitości : Sesja Rady Miejskiej : Spływ Drawą : Sport : Spotkanie z Romą : Szansa na biznes : Usc : Wiadomości wędkarskie : Wiadomości ze szkół : Wyniki wyborów samorządowych : Z dnia na dzień : Z lamusa Raptusa

 

Okiem pacjenta -2

 

W październikowym n-rze EB pozwoliłem sobie popełnić artykuł pod takim samym tytułem, w którym ośmieliłem się zawrzeć swoje spostrzeżenia z pobytu w naszym szpitalu w charakterze pacjenta. Tym razem chciałbym odnieść się do spraw „bliższych  ciału”, znajdujących się zarówno w sferze funkcjonowania tej placówki, jak i dotyczących naszego (pacjentów) udziału w procesie leczenia.

 

Zacznę może od spraw - wydaje mi się - bardzo potrzebnych, mających nie małe znaczenie dla chorego, chociaż jestem przekonany, że niektóre z nich nie będą do zrealizowania (przynajmniej na razie) chociażby z powodu braku funduszów, z czym szpital boryka się na co dzień, ale o czym na przyszłość warto pomyśleć, jak i tych, które po przemyśleniu dałoby się może zastosować.

Są sale w kolorach „cieszących oko”, ale są też w kolorystyce sprawiającej wrażenie jakby jeszcze nie ukończono ich remontu. Myślę, że to nie sprzyja dobremu samopoczuciu chorego. Warto pomyśleć przy najbliższym remoncie, aby ich kolorystykę powierzyć ludziom posiadającym przygotowanie plastyczne. Nie sądzę, by fachowcy (plastycy, architekci) odmówili społecznego opracowania takiego projektu.

W swoim czasie Ognisko Plastyczne byłego Zakładowego Domu  Kultury, a obecnie BOK „Panorama” pracujące pod czułym okiem artysty plastyka p. Romany Kaszczyc, przekazało wiele prac dla Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, co zarówno przez jego Dyrekcję jak małych pacjentów zostało przyjęte z olbrzymią wdzięcznością. Dzisiaj możliwości technicznie są o wiele większe, wachlarz i rodzaj prac mogących upiększyć ściany sal także bardzo różnorodne. Jestem przekonany, że dzieci i młodzież, również dorośli plastycy nieprofesjonalni z radością odpowiedzieliby na taką propozycję. Myślę, że i nasi biznesmeni podjęliby inicjatywę zakupu ramek i zafoliowania np. zdjęć naszej przecudnej przyrody barlineckiej, lub ręcznie malowanej natury. Przecież wielu z nich korzystało z usług naszego szpitala, wielu z nich jeszcze trafi do niego. Ich serca nie są takie zimne gdy chodzi o dobro naszego miasta. Nie będę rozwijał tego tematu. Znalazłoby się jeszcze kilka innych propozycji nie mniej potrzebnych, które możnaby zrealizować bez żadnych nakładów ku zadowoleniu personelu szpitalnego i samych pacjentów, ale nie chciałbym wchodzić w nie swoje kompetencje. Jest jednakże pewien dylemat mający - moim zdaniem - duże znaczenie w procesie leczenia chorych. Chodzi o godziny podawania posiłków.

Lekarze zalecają diety, aby chory mógł pozbyć się określonych dolegliwości. Proszę mi tylko powiedzieć jak te zalecenia mają się do faktu, że np. podaje się śniadanie  o godz. 900, obiad o 1300, a kolację o 1700. Trzy posiłki w ciągu 8 godzin. Są ludzie wytrzymujący głód, ale czy wszyscy są w stanie go wytrzymać przez pozostałe 15 godzin? Oczywiście większość chorych dojada donoszonym przez rodzinę prowiantem, na ogół nie mającym nic wspólnego z ustaloną przez lekarza dietą, bo jak że tak? Nie ma to jak kawał porządnej kiełbasy, konserwy lub jakiegoś innego kawałka bogatego w „witaminy” pożywnego posiłku! Zdaję sobie sprawę, że jest to związane z etatyzacją szpitala na co na ogół jego dyrekcja nie wielkiego wpływa, ale gdyby tak spokojnie się nad tym  zastanowiono, to kto wie?...

A co gdy chodzi o nas, czyli pacjentów?

Troska personelu szpitalnego o chorego jest pełna poświęcenia, nie zawsze doceniana przez chorych, a jeszcze mniej chyba przez ich rodziny przychodzące w odwiedziny. Odwiedzający przynoszą rzeczy, których używanie jest zabronione przez lekarzy. Np. papierosy. Po raz pierwszy w życiu byłem świadkiem jak chory, ledwo utrzymujący się w pionie i cały rozdygotany spalił łapczywie papierosa w ciągu... 2 minut i 42 sekund! Jak jeszcze nie potrafiący chodzić leżący na tzw. „ERCE” chory, dzień lub dwa wcześniej prawie umierający, wyjeżdża na wózku, aby zaciągać się ukrytym w rękawie papierosem.

Sam paliłem w swoim czasie namiętnie, czasami po 2 paczki dziennie, ale gdy mi powiedziano, że warunkiem dalszej egzystencji jest rzucenie palenia, zrobiłem to natychmiast. Od 11 lat nie wziąłem papierosa do ust. Jeśli ktoś mi mówi, że będzie się oduczał palić to z góry wiem, że to bzdura, tak jak niemożliwością jest oduczyć się jeździć na rowerze więc przywołuję słowa mojego przyjaciela, który także palił przez kilkadziesiąt lat i stać go było na pozbycie się tego nałogu: „Ty nie oduczaj się palić, ty po prostu nie pal”. Nagminnym jest lekceważenie w tej mierze poleceń lekarzy. Pozostają  tylko bez odpowiedzi 2 pytania: kogo oszukujemy i jak to się dzieje, że śmierdzący papieros rządzi myślącym (podobno) człowiekiem?

Jest tych spraw więcej, ale nie chcę uchodzić za mentora i nie będę maltretował nikogo swoimi poglądami na te sprawy. Proponuję tylko zastanowić się nad jednym - ile wart jest nasz autorytet w odniesieniu chociażby do naszych dzieci, wnuków, nie wspominając już o podwładnych, jeśli nie potrafimy dać przykładu w walce ze słabościami?...

WK