45 Sesja rady miejskiej : Aktywni Sybiracy : Barlinek w fotografii : Benefis Romany Kaszczyc : Biegi leśne : Dojrzałość a odpowiedzialność : Dom dziecka - jesień pełna sukcesów : Dzień Białej Laski : Ekonomik gra na giełdzie : Euroregionalne prezentacje : Gordyjski węzeł cieplny : Grałam w Wilnie : Listy do redakcji : Luzak - Integracja młodzieży : Nagrody dla nauczycieli : Nowe rondo - flesz : Nowy Rok w Akademii Rolniczej : Obchody Dni Seniora : Ogłoszenia drobne : Okiem pacjenta cz.II : Owoce partnerstwa : Proza życia : Puchar 4 Wysp : Riposta na niechciane prezenty : Rosnący poziom biedy : Rowerowy rajd po Parku : Rozmaitości : Sesja Rady Miejskiej : Spływ Drawą : Sport : Spotkanie z Romą : Szansa na biznes : Usc : Wiadomości wędkarskie : Wiadomości ze szkół : Wyniki wyborów samorządowych : Z dnia na dzień : Z lamusa Raptusa

 

ROMANA KASZCZYC UNIEWINNIONA !!!!

 

Precedensowy wyrok w sprawie Romany K., błąd protokolarny, czy fiasko oskarżenia

 

W sobotnie popołudnie postawiono wyżej wymienioną Romanę K., zwaną dalej oskarżoną, przed sądem, podsumowującym jej 40-letnią działalność przestępczą. Na Salę Rozpraw (widowiskowa - Bok Panorama) wprowadzono oskarżoną i posadzono w towarzystwie czarnego kota (w tej roli – dziewczę z Wiatraczków), czyli takim, jakie lubi najbardziej. Sędzia główny – Jego Sędziwość Guślarz (Adam Kuczyński, którego rozpoznać można było tylko po glosie) rozsiadł się w fotelu mając po lewicy oskarżycielskiego prokuratora- anioła, (a właściwie anielicę – p. Elę Chudzik), a po prawicy, obrońcę - demagogicznego diabła (gościnnie i po przyjacielsku Darek Mikuła ze szczecińskiej Kany). Większość widowni wzorowo odczytała w tym aluzję do całej twórczości bohaterki wieczoru, ale przede wszystkim do utworu, który uznaje ona sama za swe credo życiowe- Znaków zapytania. Od początku jej drogi idą w parze i niekoniecznie obok siebie: anioł całkiem nie niebiański, bosy, potargany, kaszlący i z papierosem (bo to anioł poety) i diabeł całkiem nie piekielny, przyjacielski, pełen werwy i grzesznej inwencji (bo to też diabeł poety).

Tak nieanielsko wyglądali pozostali bohaterowie, biorący udział w rozprawie: anioły w przeciwsłonecznych okularach (archanioł Wiesiek), anioły z garbem - anielczyna Tomek czy anioł-strażak Piasek z kikutami bez piór; diabełki, a raczej wesołe diabliczki bardzo akuratne o poukładanych ogonach i różkach; czarownice-elegantki (kita), wiedźmy, rusałki, utopce, czyli cala czereda rodem z puszczy barlineckiej.

Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie oskarżonej przez wszędobylską chmarę aniołów i diablic, aż w końcu archanioł doprowadził ja przed oblicze Wysokiego (dosłownie i w pzrenosni0 Guślarza-Sędziego. Na głowie kwietny miała wianek na słomkowym kapeluszu i od razu próbowała się tłumaczyć, ale anioł –oskarżyciel postanowił przedstawić jej cala listę wykroczeń, przestępstw, win, których brzemię zaiste powinno było przytłoczyć oskarżoną. Najważniejsze z nich to (niczym u starożytnego Sokratesa) demoralizowanie młodzieży wyprawami do puszczy, opowiadaniem im historii ze swych rodzinnych stron, dzieciństwa; uprawianie niecnego procederu ceramicznego, założenie jego stałej Mekki - pracowni, wyprodukowanie przez Romanę i jej podopiecznych niezwykłej ilości ciamarajd, które po świecie się tułają i własnym życiem żyją. Do argumentów równie ciężkiego kalibru, wysuniętych przez anioła, należało paranie się przez oskarżoną, literaturą, prozą poezją i czym tam jeszcze. Do tego doszły: podejrzane konszachty z duchami, demonami, latawcami, utopcami, wiedźmami, świeckami  i całym diabelskim tałatajstwem, którego wymienić nie sposób. Na szczęście w jej obronie stanął elokwentny diabeł, który na poparcie swoich słów przywoływał świadków obrony, a grono to było niemniej znakomite. Głos zabierali m.in.- muzycznie: chór Halka, Ewa Grzeszczuk z towarzyszeniem Adama Zdrojewskiego, Ela Kuczyńska (dumki, ale na jedno serce, bo drugie – Anatol - niestety przybyć nie mogło); Andrzej Zaniewski, Wojewoda lubuski, burmistrz Siarkiewicz, Anna S., p. Elżbieta Ch. Oskarżona sama próbowała też wtrącić słów parę, ale stronnicza Wielka Guślarska Sędziwość wszelkie wypowiedzi Romany K. kwitowała epitetami: mętne i pokrętne. Grozę sytuacji potęgowała obecność kata, oczekującego na moment, w którym trzeba by wymusić zeznania. A było się czego bać: bo i kat postawny (choć go znamy pod subtelnym i niekrwawym imieniem Motyla) i narzędzia tortur niebanalne: hiszpańskie buty (bardziej z fasonu i koloru niż z przeznaczenia) oraz hełm prawdy (od razu przypomniał mi donkichotowski hełm Mambryna - wiadomego pochodzenia). Wreszcie nadeszła chwila wydania wyroku: publiczność zamarła, ława przysięgłych, sprzysięgłych również, że o oskarżonej i obrońcy nie wspomnę. Wreszcie padły błogosławione słowa: uznajemy za niewinną!

Z tej radości musiał polać się szampan, którym w foyer częstowano zgromadzonych przybyłych. Wszyscy wznosili gromkie okrzyki na cześć oskarżonej a uniewinnionej beneficjentki. Nie obyło się bez odśpiewania Sto lat przy akompaniamencie akordeonu (nieoceniona, męska część instrumentalna chóru Halka, która towarzyszyła gościom cały wieczór). Tłum ruszył ściskać, całować i życzyć następnych 40-stu, 140-stu, równie twórczych lat. Lub następnych 40 - stu żyć.

Po tej oficjalno – artystycznej części rozpoczął się bankiet. Sala sądowa zmieniła się w biesiadną, a surowi sędziowie, oskarżyciele i brać demoniczna w uroczych gości: przyjaciół i znajomych. Warto dodać, że już w trakcie rozprawy raczono przybyłych, domowej roboty plackami ziemniaczanymi i pierogami, sporządzonymi oczywiście wedle magicznych receptur i o pełni księżyca. Potraw równie magicznych znalazło się wiele na stole biesiadnym, którego i sam Lukullus mógł Romie pozazdrościć. W gronie bliskich nie mogło zabraknąć i tych najbliższych- rodziny, przybyłej z całej Polski, a głownie z Wrocławia. Siostra Romy odważyła się (za co wielkie brawa) zabrać głos i opowiedziała kilka historyjek ze wspólnego dzieciństwa. W kilku ciepłych, serdecznych słowach odmalowała całą swą wdzięczność i miłość do siostry, czym spowodowała łzy wzruszenia wśród zebranych. Bawiono się do późnych godzin nocnych (czy, jak kto woli, do wczesnych rannych) przy muzyce panów, o których już była mowa. Ponownie głosu dla kameralnego grona użyczyła Ewa i Ela. Słowem: mimo nerwów samej Romy, pani Eli Chudzik, odpowiedzialnej za cały scenariusz i przebieg Benefisu; mimo nieobecności wielu osób, które przybyć nie mogły z różnych powodów całą uroczystość obchodów 40-lecia twórczości, można śmiało nazwać udaną. Długo na nią czekały wszelkie duchy i stwory, jakimi zaludniła się Puszcza Barlinecka za sprawą Romy. Wierzę, że ich błyszczące, wszędobylskie oczy pilnie śledziły przebieg wszystkich wydarzeń dotyczących obchodów 4o- lecia jej twórczości i długo będą o nich w głębi lasu rozprawiać…

A jak to ich twórczyni podsłucha… Powstaną kolejne książki, obrazy, ilustracje…Czyli materiał na następne czterdziestolecie, którego jej życzę.

Alicja 

 

P. S. Ogromnie przepraszam, że nie ukazała się ostatnia część cyklu Przystanków, czyli relacji o przygodach wystawy retrospektywnej Romany Kaszczyc w rożnych miastach. Po kolejnych etapach podróży, jakimi były Szczecin i Gorzów, wystawa „przystanęła” na dobre w barlineckim Muzeum Regionalnym. Od 20.09.02, kiedy miało miejsce uroczyste otwarcie, można ją oglądać w godzinach pracy Muzeum, czyli od 10.00-18.00, do połowy listopada. W imieniu swoim i Romy chciałabym raz jeszcze podziękować wszystkim, którzy się do tego przyczynili. Dla mnie było to niezwykle ciekawe i osobiste poznawanie i przeżywanie każdej pracy czy obrazu z osobna. Do tego w miłym towarzystwie.