Październik 2002

Barlinek w fotografii : Dzień bez samochodu : Fair Play dla Barlinka : Festyn - Zakończenie lata : Fotoplastikon : Kryminałki : Kto w wyborach : Listy do redakcji : Nie zaśmiecać wąwozu : Niechciane prezenty : Ogłoszenia drobne : Okiem pacjenta : Pożegnanie z Barlinkiem : Puchar LOP w Barlinku : Replika na pomysły : Rozmaitości : Skarby w piasku : Sport : Stypendium im. A. Ligockiego : Śmierć superintendenta : Święto Słonecznika : Święty spokój : Tour de Pologne i nie tylko : Uliczna informacja : Usc : Wywiad z Janem Peszkiem : Wywiad z marszałkiem województwa : Wywiad z Romą Kaszczyc : Wzorowe działki : X Lato Teatralne : XX lat Młyństwa : Z dnia na dzień : Z lamusa Raptusa :


JESTEM  WOJOWNIKIEM

Jest założycielkąOgniska Plastycznego, Pracowni Ceramiki Unikatowej, współzałożycielką między innymi Echa Barlinka i Towarzystwa Miłośników Barlinka. Jest autorką wielu scenografii do spektakli Teatru „Wiatrak”, z którym do dzisiaj współpracuje. Maluje, rysuje, ilustruje i pisze. Ze swoją ceramiką malarstwem i rysunkami uczestniczyła w ogromnej ilości wystaw krajowych i zagranicznych. Do tej pory wydała następujące książki: „Dziennik liryczny”, „Imię czasu”, „Duchy z puszczy rodem, „Kiedy kruk był biały” i „Nie naprawiajcie zegara”. Odznaczona wieloma prestiżowymi medalami najbardziej ceni sobie Order Uśmiechu. W tym roku obchodzi 40 – lecie swojej pracy twórczej. Z Romą Barlinecką Kaszczyc rozmawia Elżbieta Chudzik.

 

E. Chudzik – W twoich wierszach dużo jest samotności i to samotności wydawałoby się zaakceptowanej przez ciebie.

 

R. Kaszczyc – Różne bywają samotności i tak naprawdę to każdy człowiek nosi w sobie jakąś samotność. Można być samotnym w rodzinie, można być samotnym w tłumie. Dla twórcy samotność jest wolnością. Tworzenie jest wobec artysty bardzo zaborcze. Sama wolność to też jest pojęcie w jakimś sensie bardzo abstrakcyjne, jeżeli w ogóle istnieje coś takiego jak wolność. Podobno naprawdę wolny jest tylko ten, kogo nikt nie kocha. Był w moim życiu okres, kiedy zwaliły się na mnie wszelkie rodzaje samotności: odejście dzieci, dramatyczne śmierci najbliższych, choroba, szpital. Chyba dotknęłam wtedy jakiegoś rodzaju dna. Musiałam wszystko od początku przetrawić, odkręcić jakiś wentyl, wypuścić te nagromadzone nieszczęścia. To właśnie wtedy powstało najwięcej wierszy o samotności i z samotnością w tle. Ale to również wtedy  zrozumiałam, że tak naprawdę to nigdy samotna nie byłam ja tylko zostałam sama. Życie obdarowało mnie przecież tyloma spełnieniami, takim bogactwem jak miłość, macierzyństwo, praca twórcza, a to wszystko, również nieszczęścia, stało się tworzywem dla mojej pracy artystycznej.

 E. Chudzik – Czy dokonujesz czasem życiowych bilansów?

 R. Kaszczyc – Bardzo często zwłaszcza, że mam tendencje do częstego wspominania i wracania do dawnych spraw., Jeżeli chodzi o pracę twórczą to zawsze mam wrażenie, że stoję na początku drogi. Nigdy tak naprawdę nie osiągnęłam prawdziwej satysfakcji z tego, co robię. Nie mam takiego momentu, o którym w sposób namacalny i oczywisty mogłabym powiedzieć, że to teraz właśnie zdarzyło się coś najważniejszego. Ciągle jeszcze jestem na początku drogi i stąd właśnie przydałoby mi się drugie życie. Ale jest coś, w sensie metafizycznym, co mogę nazwać jakimś swoim sukcesem. Udało mi się, bowiem stworzyć coś, co we mnie i na zewnątrz zaczęło funkcjonować jako pewien rodzaj filozofii. Pierwszy uświadomił mi to pisarz szczeciński Jerzy Pachlowski, który to wszystko, co działo się w pracowni ceramicznej i wokół niej nazwał „filozofią dobrych diabłów”. Również filozofią, a nie tylko stworkiem ulepionym z gliny nazwał słynne, barlineckie ciamarajdy literat z Gorzowa Zdzisław Morawski.                                                                        

 E. Chudzik – A „ niebieskie łabędzie”, które jak gdyby nigdy nic pływają sobie po barlineckim jeziorze? Toż to nic innego jak piękna filozofia dla wrażliwców i wariatów. Do wariatów jeszcze wrócimy, a teraz powiedz czy możesz powiedzieć o jakiejś swojej największej klęsce.?

 R. Kaszczyc – Klęsk miałam wiele chociażby wojna. Ale myślę, że żadna klęska nie jest kataklizmem, jeżeli potrafimy się z niej podźwignąć. Takim najtrudniejszym dla mnie okresem był czas, o którym już wspominałam, czas choroby i odejścia moich najbliższych. Choroba miała mnie okaleczyć do końca życia i zostawić ze świadomością, że nie mam powrotu do ceramiki, która wtedy była przecież sensem mojej pracy twórczej. Jestem wojownikiem, a więc i tę klęskę musiałam przetrawić i zamienić w pretekst do dalszej walki. Będąc w szpitalu i widząc wokół tyle cierpienia uświadomiłam sobie, że zawsze w każdej sytuacji będą ludzie, którzy cierpią bardziej ode mnie. Pamiętam o tym cały czas i robię wszystko, aby nie zgorzknieć, bo zgorzkniałość to straszna rzecz. Mnie udaje się tego uniknąć dzięki młodym ludziom, których mam wokół siebie. Zawsze im powtarzam – ciesz się tym, że to miałeś, że dane ci było przeżyć takie bogactwo, a nie trap tym, że to straciłeś.

 E. Chudzik –Musiałaś zrezygnować z ceramiki. W zamian zaczęłaś malować i pisać Niedawno wyszły twoje kolejne dwie książki. Czy to znaczy, że właśnie pisanie stało się teraz dla ciebie najważniejsze?

 R. Kaszczyc – Absolutnie nie. Pisanie to jest dla mnie międzyczas. Przychodzi moment, że czuję się niedopowiedziana w malarstwie, w rysunku. Że zachodzi coś, co mogę wyrazić tylko słowami. Poza tym jest we mnie ciągła potrzeba dotykania czegoś nowego, potrzeba sprawdzania się.

 E. Chudzik. – Czy pasje zawodowe nie stanowiły konkurencji dla twojego życia prywatnego?

 R. Kaszczyc – Wielokrotnie. Powodowały ciągłe rozdarcie i wewnętrzne dramaty. Nie chciałam krzywdzić moich dzieci zabierając im czas, który powinny były spędzać ze swoją matką. Moja córka, która była niezwykle uzdolniona plastycznie widząc te moja ciągłą szamotaninę zrezygnowała z nauki w tym kierunku.. Stwierdziła, że chce mieć po prostu normalne życie.

 E. Chudzik, – Paulo Coelho zapytany o najlepszy wzór do naśladowania, aby być kimś wyjątkowym odpowiedział, że to jest dziecko. Po pierwsze jest zawsze szczęśliwe, nawet bez powodu, po drugie jest zawsze czymś zajęte, kiedy czegoś chce z wielką wytrwałością i determinacją domaga się tej rzeczy no i w końcu dziecko zawsze bardzo szybko przestaje płakać. Tak sobie myślę, że może oprócz tej pierwszej cechy dokładnie przystajesz do tego wzorca.

 R. Kaszczyc – Dzieci właściwie nigdy nie traktowałam jako wzoru do naśladowania, i właściwie teraz dopiero mi uświadomiłaś, że to mogłoby być w zasadzie możliwe. Dzieci zawsze wprawiały mnie w zachwyt. Intrygował mnie ich świat, ich szczerość i bardzo często bywały dla mnie inspiracją w mojej pracy. Natomiast niewątpliwym wzorem do naśladowanie zawsze pozostanie mój ojciec, człowiek niezwykłej wprost uczciwości i tolerancji. Tę moją przesadną może punktualność, solidność, denerwowanie się na zapas z pewnością przejęłam od niego. Jeżeli chodzi o pracę twórczą to uwielbiam Chagalla. Jest dla mnie największym poetą wśród malarzy. Ja maluję zupełnie inaczej, ale poprzez właśnie tę poetyckość, to sięganie w głąb dzieciństwa - te jego kozy, panny młode, pejsaci Żydzi to jest to, co pamiętam widywałam jako mała dziewczynka gdzieś na granicy trzech kultur - to wszystko sprawia, że czuję się z nim spokrewniona duchowo.

 E. Chudzik – Dzieci. Przecież tak naprawdę to chyba od nich się wszystko zaczęło. Pierwsze naiwne zadziwienia dzieciaków z twojej pracowni zostały, na szczęście, w tobie do dzisiaj i wzbogacone o doświadczenia życiowe odżywają w twoich obrazach, w twoich legendach.

 R. Kaszczyc - Tak, chyba za mało mówię o dzieciach. Pamiętam, przychodziło ich do pracowni 80, 90. Dzieci w różnym wieku z różnych środowisk. One nie tylko lepiły, one również tworzyły przy tym niesamowite opowieści. Ja je uczyłam, a one karmiły mnie tą swoja wspaniałą wyobraźnią, która dawała życie glinianym królewnom, smokom, diabłom. Razem tworzyliśmy wspólny piękny świat, który pozostał we mnie i mam nadzieję w moich dzieciach, na zawsze.

E. Chudzik – Niektórzy postrzegają cię jako osobę zaborczą. Jak myślisz, z czego to wynika?

 

R. Kaszczyc – Zdaję sobie z tego sprawę i jest to przyczyna wręcz mojego rozdarcia. Jest we mnie dużo sprzeczności i niekonsekwencji. Na każdy temat mam mnóstwo wątpliwości i skrupułów, jestem wręcz osaczona skrupułami. Z drugiej strony jestem wojownikiem i z uporem walczę o realizację moich pomysłów. Jestem coraz bardziej zachłanna na życie zwłaszcza teraz kiedy mam świadomość uciekającego czasu i coraz większej nieudolności fizycznej. To jest wręcz panika. Żaden twórca nie chce topić w sobie swoich pomysłów, on chce je nieść ludziom. Chce zdążyć je przetworzyć, ukształtować, tchnąć w nie życie. Ta walka, aby mogła być wygrana, musi się wiązać między innymi z zaborczością. I ona jest we mnie tak jak jest w każdym twórcy.

 

E. Chudzik – Dorota Terakowska pisarka i dziennikarka radziła swoim córkom, aby pielęgnowały w sobie wariactwo, „bo nasza normalność jest bardzo ułomna”

 

R. Kaszczyc - Nie myślę, żeby wariactwo pielęgnować, bo to może prowadzić do egzaltacji, ale z pewnością trzeba mu ulegać. Ja bardzo często mówię do kogoś – ty wariacie – i ci, którzy mnie znają wiedzą, że to największy komplement. Gdyby człowiek nie poddawał się jakimś szaleństwom to hamowałby swoją wyobraźnię. Nie mogą to być oczywiście szaleństwa szkodliwe dla innych. To wyobraźnia niesie człowieka w szaleństwo i temu trzeba dawać upust.

 

E. Chudzik – Ty to oczywiście robisz, że wspomnę tylko o szalonych „Romenaliach”, Sylwestrach spędzanych w puszczy, o Stowarzyszeniu Umarłych Poetów i wigiliach w Młynie – Papierni.” Czy drzewo nie może piąć się wokół bluszczu” – to słowa z jednego z twoich wierszy i to dla mnie cała ty. Dziękuję ci za rozmowę i życzę, co najmniej kolejnych 40 lat pracy twórczej, a najlepiej jeszcze jednego życia

 

Pani Romana Kaszczyc pragnie serdecznie zaprosić wszystkich swoich wychowanków i przyjaciół, do których nie zdoła dotrzeć drogą pocztową, na swój benefis, który odbędzie się 12 października w sali widowiskowej Barlineckiego Ośrodka Kultury.

                                                                  Elżbieta Chudzik