Barlinek w fotografii : Biuro Carrefour : Dni Eksjo : Francuski partner : Listy do redakcji : Minister gospodarki w Barlinku : Regaty rodzinne : Sport : X Festiwal Szachowy pamięci Laskera : X Lato Teatralne : Żużlowcy na barlineckim stadionie : 40-lecie Romany Kaszczyc : Aktywni emeryci : Bezpieczeństwo w mieście : Kobiety w działaniu : Kryminałki : Miasto dla rowerów : Nowe inicjatywy młynarzy : Odpowiedzialność czy hipokryzja : Ogłoszenia drobne : Pomysły dla nowej kadencji : Poszły konie przed wyborami : Proza życia : Replika staroście : Rozmaitości : Spacerkiem po mieścieSzkolna statystyka : Śmieciowe abecadło : USC : Wdzięczność prezesowi Pogoni : Wiadomości wędkarskie : Wizja przyszłości gminy : Z dnia na dzień : Z lamusa Raptusa : Zakorkowane miasto : Żegnamy wakacje :


 

Spacerkiem po Mieście

Miopia, czy co?...*

 

Tęsknota za pięknem wygania mnie od czasu do czasu z domu i prowadza ścieżkami absolutnie nie zrozumiałymi dzisiejszemu homme d`affairs, czyli kędy chadzają ludzie wielbiący przyrodę. Całe życie byłem dzieckiem wody i słońca, a że złośliwi lekarze wybili mi z głowy wszelkie kontakty z pokonywaniem przestrzeni akwenu Jeziora Barlineckiego, przeto przyszło mi per pedes korzystać z bogactwa natury. Lato przechyliło się ku schyłkowi, dlatego wybrałem się znanym szlakiem nie tylko by podziwiać piękno mojego ukochanego miasta, ale także po to, by sprawdzić co zostało zrobione z tych spraw, o które natrętnie dobijałem się u osób mających wpływ na kształtowanie naszego grajdołka.

 

Pod parasolami przy przystani żeglarskiej natknąłem się na starego (stażem nie wiekiem) przyjaciela, który z braku innego pomysłu postanowił mi towarzyszyć na spacerze rozpoznawczo-reflaksyjno-zdrowotnym. Było mi to na rękę choćby z tego względu, że mój przyjaciel posiada nie tylko swoisty rodzaj humoru, ale i umiejętność filozoficznego spojrzenia na świat, czyli mówienia o sprawach prostych w sposób wybitnie skomplikowany, co ma tę zaletę, że zawsze może powiedzieć w razie potrzeby wycofania się ze stanowiska, iż o to mu właśnie chodziło, tylko został źle zrozumiany. To bardzo wygodne w rozmowach towarzyskich, ale absolutnie nie przydatne mnie, jako osobie czytanej, a więc w jakimś sensie odpowiedzialnej za słowa wysyłane w świat za pomocą Echa Barlinka. Mój przyjaciel ma także swoisty sposób mówienia w rodzaju: Pan jesteś inteligentny cham (o ile mu się oczywiście ktoś nie podoba), ale to Pan i jesteś już tak do niego przylgnęło, że przenosi się to na jego zwykły sposób bycia. Ja mu odpuszczam i niech tak zostanie, a jeśli ktoś chce poznać mowę czystą ojczystą, niech słucha audycji z prof. Miodkiem.

- To co, panie Jurek, - staram się wczuć w jego styl - przejdziemy się połknąć trochę natury?

- Można. Nic nie stoi na przeciw, - godzi się mój przyjaciel - zwłaszcza, że może przy okazji pęknąć jakiś „bosmanek”. Nie mylę się?

- Oczywiście. Dobry „Bosman” nie jest nigdy zły, - zgodziłem się - aczkolwiek pijam inną markę. Ale to nie zmienia dobrych chęci uczczenia spaceru dobrym piwem.

W ten oto sposób znaleźliśmy się na ścieżce zdrowia, czyli starej naszej trasie, która kończy się na ogół w pewnym sklepiku z rożnem i różnymi napojami przy ul. Sportowej. Skręcając za BOSTiR-em w prawo, ku jezioru już zostaliśmy zaskoczeni w dwójnasób - negatywnie i pozytywnie. Negatywnie, bo cała ulica Sportowa jak okiem sięgnąć same samochody bezczelnie stojące na chodnikach dla pieszych, chociaż miejsca dla nich wystarczająco dużo między chodnikiem, a ścianą drzew parkowych. Niektórzy je nawet tak zaparkowali, ale przynajmniej połowa, to kandydaci do mandatów, tylko co na to policja?

- Pan jesteś, panie Władek nie dzisiejszy. - Reaguje na moją w powyższej kwestii uwagę przyjaciel. - Wymagasz pan od ludzi cudów.

- Niby dlaczego? - pytam zaczepnie.

- A niby dlatego, bo burmistrz zmyłby im głowy, że mu straszą turystów. To po pierwsze, a po drugie - w te strony rzadko zapędzają się policjanci, czego dowodem jest cotygodniowe eliminowanie oświetlenia w delcie Młynówki przez grupy upartych dyskotekowców, chociaż to znacznie bliżej skupisk ludzkich, więc nie mówmy o tych kresach Barlinka, gdzie jeszcze za widoku można dostać w mordę. A kto chce być pobity dobrowolnie? Co innego jakby był rozkaz...

- Panie Jurek, ja widzę, że pan jesteś doskonale zorientowany w tych zależnościach hierarchicznych...

- Było się w wojsku, a teraz się służy w żeglarstwie.

Chwila zadumy... Podziwiamy poustawiane kosze na śmieci i ławki, których brak już kilkakrotnie wytykałem miejscowym decydentom. Okazało się, że są. Nareszcie. Jest też zatrzęsienie samochodów na polu biwakowym BOSTiR-u. Miejmy nadzieję, że BOSTiR robi na tym kasę... I to było to pozytywne zaskoczenie. Ale...

- Powiedz pan, panie Jurek, jak długo można prosić o wycięcie tych samosiejek. No, żeby na deptaku nie móc złapać kontaktu z jeziorem?

- Pan jesteś pesymista, panie Władek. Stań pan na tej ławce i spójrz pan w tą „dziurę”, o tam, pośrodku, to zobaczysz pan jezioro. A może chciałbyś, żeby wykarczowali w tym parku chaszcze, żeby zobaczyć te samochody stojące na ulicy Sportowej?

- Panie Jurek, nie rób pan ze mnie wariata! Pewnie, że chcę, ale nie dla oglądania samochodów, ale by móc spacerować po parku, a nie przedzierać się przez busz, bo do tego trzeba maczety.

- Panie Władek, tobie zapewne chodzi o to, aby były tam jeszcze ławki, alejki, może nastrojowe lampiony? Pan jesteś romantyk, panie Władek. O, chyba o coś takiego ci chodzi jak ten kawałek wybryku natury, który wyłamał się z ogólnej gmatwaniny?

- No czy tak nie jest ładniej? Przecież park to nie kupa drzew, krzewów, chwastów i sam Bóg wie co jeszcze, lecz miejsce w którym można posiedzieć, podumać na łonie, albo pospacerować. A tu się nie da spacerować.

- Panie Władek, nie szarżuj pan z tym łonem, bo jak „ łoni”  nie karczują, to nie karczują, ale jak zaczną karczować to karczują jak leci i jeszcze panu wykarczują te pnące się po drzewach śliczne bluszcze mniemając, że to chwasty, albo tę jeżynę...

- Panie Jurek, nie rób pan ze mnie durnia, tu przecież nie ma żadnych jeżyn!

- A to białe, to co to jest?

- To jest brzoza.

- Ja też tak myślałem, ale jak przeczytałem w Echu Barlinka list pewnego znawcy drzewostanu w odpowiedzi na pański artykuł przed paru laty na temat wycinania krzewów i jeżyn właśnie w tym miejscu, to zwątpiłem, bo taką właśnie „jeżynę” widziałem jak wycinali. Teraz już nie wiem  co jest dąb, a co klon, co jesion, a co olcha.

Krótki odpoczynek na ławeczce pozwolił nam w końcu uzgodnić poglądy co jest co. Przyjemnie widzieć tłumy Barlinian przemierzających alejki przyjeziorne, których - trzeba przyznać - pojawiło się kilka nowych. Pewnie byłoby ich tam - szukających cienia i ochłody w upalne dni - dużo więcej, gdyby wyciąć w tych parkach skłębione chaszcze i samosiejki, to i jezioro możnaby było zobaczyć.

- O, chcesz pan widok na jezioro? Masz pan.

- Panie Jurek, przecież porządek zrobili tu właściciele tego ośrodka wczasowego,  żeby ich wczasowicze mieli się gdzie kąpać.

- Panie Władek, pan masz racje tylko częściowo. To prawda, że zrobili to ludzie z ośrodka Akademii Medycznej, ale tych co się kąpią i co siedzą tu tłumnie, to ja znam. To są nasze ziemlaki rodzime... Lepiej popatrz pan na lewo...

- Jak rany! Widać rzeczkę! A skąd ona się tu wzięła?

- Jak to skąd? „Pegek” sprzątnął śmieci, które tu kiedyś wywoził, wyczyścił otoczenie i jak pan widzisz - da się jednak usunąć te plątaniny nie wiedzieć czego?

- Rzeczywiście. A to co jest?!

- To jest, panie Władek, tak zwana „dzika plaża”, która teraz jest dzikim parkingiem, a ten pan tam w tych gatkach, to pański kolega redakcyjny KB.

- Przecież on nie ma samochodu!

- Widocznie nie nadąża za tempem życia, albo tak się przywiązał do tego miejsca, że postanowił te samochody ignorować, albo...

- Albo się zatrzymał w rozwoju, chciałeś pan, panie Jurku, powiedzieć. To ja nie nadążam. Chodźmy już na to piwo...

Po drodze widzieliśmy z mostku jezioro Uklejno. Państwo Nowakowscy sąsiadujący z tym jeziorem potrafili jednak oczyścić z samosiejek jego brzegi i dzięki temu nie trzeba się domyślać, że tam jest woda.

Z rozpaczy zjadłem szaszłyka (doktorze, proszę mi wybaczyć... ale piwa nie piłem!), a przyjaciel wlał w siebie swojego Bosmana.

Przy okazji dowiedzieliśmy się, że ulicy Sportowej, tego super deptaku, po którym jeżdżą w tempie wyścigowym niektórzy „turyści” w swoich wspaniałych maszynach, na ogół się nie sprząta. Tubylec powiada, że w tym roku sprzątnięto ją 3 razy. Słownie: trzy razy. Sprzątanie kończy się na ogół przy BOSTiR-ze.

Wracając pełen nowych spostrzeżeń - trochę dobrych, bo przecież trzeba przyznać, że coś się tam zrobiło, trochę jeszcze nie nasycony,  poprosiłem Jurka, abyśmy usiedli.

- Chyba na tym koszu, panie Władek, bo pierwsza ławka jest dopiero za tamtym domem. Później już możesz pan siadać co dwadzieścia pięć metrów, bo tam już ławki są.

- Trudno, usiądę na koszu... Miopia, czy co?

WK

* miopia med. wada wzroku polegająca

na nieostrym widzeniu itd... Bywa nabyta

i wrodzona. W każdym przypadku choroba.