Październik 2002

Barlinek w fotografii : Dzień bez samochodu : Fair Play dla Barlinka : Festyn - Zakończenie lata : Fotoplastikon : Kryminałki : Kto w wyborach : Listy do redakcji : Nie zaśmiecać wąwozu : Niechciane prezenty : Ogłoszenia drobne : Okiem pacjenta : Pożegnanie z Barlinkiem : Puchar LOP w Barlinku : Replika na pomysły : Rozmaitości : Skarby w piasku : Sport : Stypendium im. A. Ligockiego : Śmierć superintendenta : Święto Słonecznika : Święty spokój : Tour de Pologne i nie tylko : Uliczna informacja : Usc : Wywiad z Janem Peszkiem : Wywiad z marszałkiem województwa : Wywiad z Romą Kaszczyc : Wzorowe działki : X Lato Teatralne : XX lat Młyństwa : Z dnia na dzień : Z lamusa Raptusa :


Okiem pacjenta

 

Wielokrotnie pisałem w EB zarówno na temat funkcjonowania Szpitala Powiatowego w Barlinku, jak i potrzeb oraz sukcesów tej placówki. Jeszcze więcej razy zamieszczaliśmy w naszym piśmie podziękowania za troskliwą opiekę skierowane do personelu lekarskiego, średniego jak i salowych. W każdym przypadku była to dla mnie przyjemność i satysfakcja, że placówka ta zyskuje sobie wśród pacjentów nie tylko wdzięczność, lecz także uznanie i potwierdzenie jej przydatności w mieście i powiecie, co podbudowywało czynione starania władz samorządowych o utrzymanie szpitala w dotychczasowej strukturze, a co niektórzy urzędnicy próbowali - jak do tej pory bezskutecznie - kwestionować.

 

W życiu już tak bywa, że się jest raz na wozie, raz pod wozem, a bardzo często idzie się obok niego. Jak do tej pory moja pozycja, acz bardzo pozytywna jeśli chodzi o funkcjonowanie naszego szpitala, podobna była stanowisku osób, które chociaż w pełni popierały działania władz powiatowych jak i miejskich - nie wykluczając pozytywnych działań niektórych osobistości szczebla wojewódzkiego - mających na celu utrzymanie za wszelka cenę tej placówki służby zdrowia, to jakby nie było, nieco z boku przyglądały się wszystkiemu co działo się wokół niej.

Bardzo cieszyłem się gdy szpital otrzymał karetkę z LIONS Club - Schneverdingen, że unowocześniona została sala operacyjna, że zakupiono np. kardiomonitory czy laparoskop itp. Ale była to radość człowieka, który docenia i cieszy, że samoloty spełniają pożyteczną rolę w transporcie, jednak nigdy samolotem nie leciał. A jest taka chwila w życiu każdego z nas, gdy niezależnie od własnych życzeń nagle znajdujemy się w środku jakichś wydarzeń, gdy coś co dotąd funkcjonowało obok mnie, nagle wkracza w nasze życie z całą brutalnością. Tak było i w moim przypadku. Bezpieczniki warunkujące właściwe funkcjonowanie mojego organizmu wysiadły. Ni  stąd ni zowąd coś się zepsuło w dotąd dobrze funkcjonującej maszynie życia i znalazłem się wśród tych, których dotąd obserwowałem z „bezpiecznej”  odległości. To co kiedyś było dla mnie tematem nagle stało się częścią mojego życia. Podziękowania ludzi zamieszczanych na łamach EB nabrały istotnego sensu. Przestałem dziwić się co raz powtarzającym: „Serdeczne podziękowania składam...”  itd.

Przykuty do (raczej) „madejowego” a nie szpitalnego łoża mogłem nie tylko obserwować, ale czuć olbrzymi wysiłek lekarzy, pielęgniarek, salowych, aby moje „bezpieczniki”  na nowo „zawatować”. Dopiero teraz ta troska całego zespołu ludzi oddziału szpitalnego o życie pacjenta stała się przejrzysta, wyraźna a ja miałem dużo czasu żeby się przyjrzeć jak ciężko i z jakim uporem, a w dodatku w jakich warunkach przychodzi tym ludziom pracować. Co to znaczy pracować!?... To jest spełnianie powołania, to podjęcie wyzwania wobec okrutnych czynników matki natury chcących unicestwić nasz organizm. Jaką satysfakcję sprawia tym ludziom zwycięstwo nad nieobliczalnością choroby,  można się dopiero przekonać będąc chorym i oddanym w ich ręce. I wcale nie chodzi tu tylko o mnie, lecz o każdy przypadek z jakim personel naszego szpitala ma do czynienia. Ich poświęcenie można sobie wytłumaczyć powołaniem, dobrowolnością wyboru zawodu itd. ale już nie od nich zależy w jakich warunkach przyszło im działać. Nad tym problemem chciałbym się zatrzymać.

Od pewnego czasu daje się zauważyć tendencję urzędników do likwidowania małych szpitali. Siedząc za biurkiem wydumali sobie, że tylko duże szpitale mogą dać pełną, kompleksową opiekę lekarską potencjalnym pacjentom. A to nie prawda. Nie mam nic przeciwko dużym placówkom szpitalnym, zwłaszcza tym, które specjalizują się w leczeniu określonych chorób. Takie szpitale w dużych metropoliach, posiadające pełne zaplecze naukowe, to doskonała sprawa. To wzbogaca działania w zakresie spraw skomplikowanych, pozwala użyć nauki dla pokonywania chorób ciężkich, wymagających nie tylko autorytetów, ale także we właściwy, racjonalny sposób wykorzystać sprzęt medyczny. Są jednak przypadki „mniejszego kalibru”, które z całym powodzeniem mogą być likwidowane przez małe, powiatowe, miejskie szpitale, w których pacjent czuje się swojsko przez bliskość rodziny, ufność w sztukę znanych im lekarzy i pielęgniarek. Ma to olbrzymie znaczenie jeśli chodzi o psychiczne samopoczucie pacjentów i wpływa niewątpliwie na skuteczność leczenia, co w przypadku dużych specjalistycznych szpitali, przez samą ich specyfikę, i oddalenie od swojego środowiska,  niestety nie sprzyja wewnętrznemu spokojowi, tak potrzebnemu pacjentowi do zwalczania choroby.

Takie spojrzenie na ten problem jest tylko moim spojrzeniem, być może bardzo osobistym. Wydaje mi się jednak, że małe szpitale mogą spełniać w służbie zdrowia bardzo ważną rolę: z jednej strony odciążać szpitale specjalistyczne, za którymi stoi potęga nauk medycznych i im pokrewnych, by mogły zająć się przypadkami szczególnie groźnymi. Z drugiej strony - by tu, na miejscu mogły wychodzić naprzeciw wyzwaniom nie wymagającym skomplikowanych zabiegów. Ale do tego są potrzebne odpowiednie warunki, takie aby personel medyczny swoją misję mógł spełniać z powodzeniem, bo to przyspiesza leczenie i pozwala racjonalniej wykorzystywać istniejące możliwości. Tak więc nie likwidacja małych szpitali lecz ich doposażenie, żywsze, radośniejsze urządzanie sal, w których przychodzi chorym spędzać najtrudniejsze chwile. Tych potrzeb jest wiele, bardzo wiele. Chory nie patrzy na szpital przez pryzmat kardiomonitora, czy laparoskopu. Dla niego ważniejszych jest wiele, czasami bardzo drobnych, pozornie nic nie znaczących szczegółów, a jednak pozwalających mu czuć się spokojniejszym, przez to łatwiejszym w leczeniu pacjentem.

Niestety, nasz szpital ze względu na ograniczone środki finansowe w tym względzie pozostawia wiele do życzenia, dlatego przyszłym radnym powiatowym i sejmiku wojewódzkiego problem ten pozostawiam do skutecznego  rozpracowania. Nie czekajcie aż traficie na oddział szpitala, by o słuszności moich słów się przekonać.

WK