20 lat cukierni : Barlinek na Tour Salon : Barlinek w fotografii : Barliniacy na Oktober Fest : Biegi Leśne : Biegłem w maratonie : Dzień Edukacji Narodowej : Dzień bez samochodu : Dzień Białej Laski : Inauguracja Roku Kulturalnego : Kino jest, ludzi nie ma : Kryminałki : Listy : MOJA LOŻA : Muzeum : Nowe Pomniki Przyrody : O Szpitalach raz jeszcze : Odsłonięcie Obelisku : Ogłoszenia drobne : Piknik emerytów : Proza życia : Przedłużyć sezon turystyczny : Rozmaitosci z miasta : Słońce Trójki : Sport : Stypendyści Premiera : Święto Ziemniaka w Plonnie : Usc : Wiadomości wędkarskie : Wiadomości z oświaty : Wydarzyło się : Z Barlinka na Mont Blanc : Z lamusa Raptusa :


 Z lamusa Raptusa

Od dłuższego czasu męczy mnie pewna sprawa. Być może dla niektórych Czytelników EB nie ma ona większego znaczenia, dla mnie jednak jest problemem nie do zaakceptowania, ponieważ dotyczy ona zarówno ludzi siedzących na tzw. świecznikach, jak i tych, z którymi mamy kontakty na co dzień. A problemem tym jest ludzka zazdrość.

Nagminne jest negowanie pomysłów, których wartość doceniamy, ale ponieważ to nie my wpadliśmy na nie, więc automatycznie są do luftu. Jeśli to tylko nic nie znaczący margines naszej codzienności, to pal diabli, niech sobie ten czy ów myśli co chce. Ale jeśli jest to coś, co może mieć duże znaczenie dla nas, dla innych ludzi – krótko: ma znaczenie o charakterze publicznym, to już nie możemy tego omijać.

Jakże często zdarza się, że jakaś opcja (to teraz takie modne, gdy się chce uniknąć słowa partia) wychodzi z doskonałym, lub choćby - zwyczajnie -  pożytecznym pomysłem, natychmiast podnosi się raban: “Co szanowny poseł, radny (podstaw właściwe określenie) wygaduje! Toż to głupota bez granic!” I tu zaczyna się powszechne potępienie jakże “zgubnej” propozycji. Finał tego może być dwuwarstwowy: albo ucinamy łeb “hydrze”, albo ją konserwujemy w swoim archiwum i po jakimś czasie, jakby nigdy nic, wyskakujemy z taką samą propozycją tyle, że jej autorstwo przypisujemy sobie i wtedy jest wszystko OK. Dla mnie osobiście mało ważne jest kto co proponuje, byle to miało ręce i nogi, i przynosiło korzyść innym ludziom. (Chociaż o takim złodzieju pomysłów mogę mieć swoje zdanie.) Gorzej jeśli utrąca się jakiś ważny problem tylko dlatego, że wyszedł z inicjatywy innej opcji, innego człowieka i nigdy nie wraca, by spełnić swoje posłanie. To się nazywa zwyczajnie – świństwo.

A niestety, spotykamy się na wszystkich szczeblach władzy z przykładami rozpętywania wojen, wojenek, zajazdów, jak to u nas jest w zwyczaju, bardzo często w ważnej dla wszystkich opcji sprawie tylko dlatego, że ktoś lubi się nazywać opozycją mając w najgłębszym “poważaniu” potrzeby społeczeństwa.

Dotyczy to także ludzi zwyczajnych, zajmujących się działalnością społeczną, kulturalną, organizacyjną, dla których nie do zniesienia jest, że ktoś tam o czymś wcześniej niż oni pomyślał. A jeśli zazdrości przełożony podwładnemu jakiejś inicjatywy, to jest to już paranoja. Przecież jeśli to dobry pomysł, to i tak jego pozytywy idą na konto szefa, więc należy się cieszyć, że mamy mądrych pracowników. Tylko szef bez wyobraźni może zazdrościć podwładnemu sukcesów w jego codziennej pracy. W każdej dziedzinie: twórczej, prozaicznej codzienności, kontaktach z innymi ludźmi itd. itp. Przecież w naszej ocenie tzw. ludzi czynu uwzględniamy przede wszystkim ich umiejętność wznoszenia się ponad prozę codzienności.

Nie doceniając inteligencji i umiejętności kojarzenia tych spraw przez społeczeństwo, środowisko w każdej postaci, od gminnego przez powiatowe, wojewódzkie, czy ogólnonarodowe, nie zauważamy jak powolutku, krok po kroku tracimy nie tylko wymarzone uznanie dla swoich poczynań, ale najnormalniejszy autorytet, by odejść w końcu w ogólne zapomnienie. (Zauważmy jak wielu działaczom i politykom się to zdarzyło.) A potem myślimy: jak to się mogło stać, że nas nie doceniono, nie uznano naszej działalności, naszych “dobrych” chęci? A wszystko przez brak wyobraźni. Więc pomyślmy od czasu do czasu, bo myślenie ma szaloną przyszłość.

Raptus