25-lecie Parafii : Barlinek - miasto wspomnień : Barlinek w fotografii : Dzień w kłopocie : Festiwal Drogą Andrzeja : Kryminałki : Kultura : Kurort sie odradza : Listy : Miejsca i ludzie - Kino Stolica : Moja loża : Ogłoszenia drobne : Pomnik-kotwica : Proza życia : Przewodniczący RM zostaje : Rewolaryzacja staromiejskiego Rynku : Rozmaitości z miasta : Rynek do zabudowy - domy czy drzewa : Sport : Spotkanie z Courrieres : Turniej kobiet w Moczkowie : Usc : Wiadomości wędkarskie : Wywiad z Królową Puszczy Barlineckiej : XI Lato Teatralne : Z lamusa raptusa : Zgrzyta we wsplnocie : Złoty Medal dla Szaraka :


Prezentujemy najwyżej ocenioną przez jury pracę, jaka wpłynęła na konkurs literacki, ogłoszony przez Bibliotekę Publiczną z okazji 725-lecia lokacji Barlinka. Jury w składzie Elżbieta Ogarewicz i Kazimierz Hoffmann najwyżej oceniła pracę Alicji Sikory, drugie miejsce zajęła Halina Zych a trzecie Jerzy Klimaszewski. Gratulujemy.

 

Barlinek - miasto moich wspomnień

Udo Lindenberg śpiewał, że musi przebywać w Paryżu, bo tam jego życie nabiera smaku słodyczy. Może Barlinek nie posiada Moulin Rouge, Tour Eiffel, Centre Pompidou, za to dla wielu z nas jest wyjątkowym miejscem na ziemi, naszą małą ojczyzną, gdzie wracamy po najcięższych burzach, bo tu przeżyliśmy swoją pierwszą miłość, mamy dom, rodzinę, przyjaciół, słuchamy szumu fal, podziwiamy błękit nieba i zieleń lasów. Każdemu, komu przyjdzie rozstać się z tym wszystkim, co tak strasznie kocha zakręci się łza w oku i poczuje żal...

To nie jest taki ból jak po stracie przyjaciela, którego już nigdy nie zobaczymy, gdyż zawsze możemy tam wrócić, odwiedzić stare, zakurzone kąty...

Może nie mam zbyt dużo wspomnień o Barlinku, żyję w nim zaledwie 18 lat i nie było mnie na świecie, gdy pierwsi mieszkańcy oczyszczali go z gruzów, a on odradzał się, podnosił z ruin...

Lecz sięgając pamięcią tam, gdzie mogę najdalej, a są to dni 1984r., postaram się opisać, co czuję do tego miasta. Do dziś nie potrafię odpowiedzieć sobie, czy właściwie pamiętam ten czas, gdy byłam niemowlęciem, a moi rodzice wozili mnie w czarnym wózeczku czy to tylko złudzenie powstałe na skutek przeglądania starych fotografii?

Obraz tych spacerów jest w moim umyśle tak żywy, iż niekiedy wydaje mi się, że naprawdę to pamiętam...

Duży czarny wózek i para zakochanych ludzi, pochylających się i zaglądających pod kocyk, gdzie znajdowała się, ku ich ogromnej radości, mała, łysa, zawiązana w pieluchę kulka - to byłam właśnie ja. Mimo tego, że niedawno przyszłam na świat, to już w szpitalu zdążyłam, swoim nieustannym płaczem, zdenerwować pielęgniarki. Dlatego chyba nie byłam tam długo...

Rodzice zabrali mnie na pierwszy spacer. Wtedy to właściwie po raz pierwszy płacz ucichł. Zaciekawiona nowym światem spoglądałam małymi, brązowymi oczkami na barlineckie niebo i w tym momencie poczułam, że moje serce biło dla tego miasta. Niekiedy dorośli wyjmowali mnie z wózka i pokazywali otaczający świat. Zobaczyłam nasz kościół, lecz wtedy jeszcze nie był otoczony siecią sklepów, wydawał mi się taki ogromny i potężny, jakby stróżował nad naszym bezpieczeństwem i spokojem. Gdy trochę podrosłam, sama mogłam wyjść z tego więzienia na kółkach, w którym przyszło mi poznawać Barlinek przynajmniej przez dwie godziny spaceru dziennie. Wychodząc z niego, poczułam, (na razie pod kolanami) swojską ziemię, raczkując do okna, mogłam zobaczyć już znacznie więcej. Moją uwagę przykuł trzepak przed blokiem, na którym sąsiadka czyściła dywan, a obok ...

...o mało co nie stanęłam (przypominam, że dopiero raczkowałam) z wrażenia.... piaskownica!

Ale jak już stanęłam na własne nogi, to cały dzień potrafiłam w niej spędzić.

Gdy sięgnęłam głową nieco ponad stół, rodzice posłali mnie do przedszkola, które jeszcze kiedyś mieściło się w dawnym Domu Seniora. To tam zawiązały się moje pierwsze przyjaźnie, a czas upływał mi na drodze między domem, przedszkolem a piaskownicą. Taki był dla mnie wtedy barlinecki świat - -ograniczony do pisania szlaczków i zrobienia kilku fikołków na trzepaku, do czasu jak z niego spadłam, wtedy to postanowiłam poszukać sobie innej rozrywki... i znalazłam!

Założyliśmy klub w piwnicznej wózkowi ... ale to był tylko krótki epizod.

Czasem po niedzielnej mszy chodziliśmy na lody, każdy wiedział gdzie, gdyż była tylko jedna lodziarnia, ale za to jaka!

A później karmiliśmy łabędzie, co prawda nie z dzisiejszego, wspaniałego pomostu czy promenady, ale było równie przyjemnie. Gdy lód na jeziorze tajał, frajdą dla każdego dzieciaka stało się skakanie po odrywających się krach, to była niezapomniana zabawa, chociaż dzisiaj zdaję sobie sprawę, że bardzo niebezpieczna.

Gdy miałam 7 lat, rodzice posłali mnie do szkoły, wtedy to nie wiedziałam, że czeka mnie 12 lat meczami, tysiące klasówek, prac domowych, zadań z matematyki i wypracowań z polskiego.

Gdybym wiedziała o tym, to nie wiem, czy nie sprzeciwiłabym się tej decyzji, ale na pewno bym polemizowała.

Zapewne zabawnie wyglądałoby siedmioletnie dziecko, przedstawiające swoim rodzicom następujące argumenty: “Mamo, nie idę do szkoły, bo za 12 lat będę musiała rozwiązywać zadania z prawdopodobieństwa i logarytmów oraz wiedzieć, dlaczego A. Szczypiorski zatytułował swój utwór “Początek"!"

Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka. Barlinek to była dla mnie rodzina, dom i szkoła. Pewnego razu gdy już umiałam dobrze chodzić, a mój mózg zwiększył swoją pojemność, babcia zabrała mnie na wycieczkę. Udałyśmy się tam, gdzie znajdował się stary Bomet. To nie był dla mnie zwykły spacer, czułam, że o coś się wzbogacam, lecz wtedy nie wiedziałam jeszcze o co. Teraz mogę sobie odpowiedzieć, że powoli “zakorzeniałam się", wrastałam w to miasto przez poznanie zakamarków jego duszy, jego serce, biło wraz z moim. Pewnego razu zostałam zabrana przez nianię na Polanę Lecha. Co to był za dzień! Do dziś pamiętam, jaką frajdę sprawiało mi zjeżdżanie po piasku, lecz takie momenty nie trwają wiecznie. W konsekwencji miałam brudne spodnie, ręce i podartą koszulkę, a wszystko skończyło się laniem. Aleja i tak zapamiętam to jako fantastycznie spędzone chwile.

Już wiem, że Barlinek to miasto moich wspomnień, gdzie indziej znalazłabym taką Polanę Lecha, czy rurki z kremem...? Wspominając ten czas, myślę: Ileż to kalorii?!

Lecz wtedy rurka stanowiła rarytas, przez który spędziłam trzy miesiące w szpitalu, ale to już inna historia.

Teraz umiem nie tylko szybko chodzić, ale również tańczyć, jeździć na rowerze, rozwiązywać zadania z logarytmów i odpowiedzieć na pytanie: “Dlaczego “Początek"?

Nie chcę więcej pisać o moich wspomnieniach, może powiem, jak mnie boli to, że dzieci już się nie bawią tak, jak my na ulicach czy przed blokiem, bo teraz mają intemet i gadu-gadu.

Nie rozumiem, dlaczego w miejscach moich wspomnień zostają same gruzy, przykładem jest przedszkole, w którym spędziłam fantastyczne chwile lub jak niektóre z nich ulegają kolosalnym zmianom, np. na miejscu hali sportowej, w której odbywały się kiedyś wesela czy sprzedawano warzywa, stworzono supermarket.

Czy my naprawdę potrafimy gonić tylko za pieniądzem?

Przykro mi, że muszę o tym pisać, ale czy komuś dano prawo, aby burzył lub zmieniał moje wspomnienia? Dobrze, że sprawa Cebulowego Pałacyku nagle przycichła, bo może mielibyśmy jeszcze “Tesco"?

Muszę sobie zabezpieczyć wspomnienia o pachnących grzybach, słodkich lodach i łabędziach, aby nikt nie mógł mi ich zabrać. Może kupię sobie jakiś specjalny alarm? Z mojej przeszłości zniknęło przedszkole, kino, plac zabaw przed kościołem... Za to pojawiło się nowe rondo, promenada nad jeziorem, pomost... Ale czy ktoś zapytał o pozwolenie na “kradzież" moich wspomnień?

Jednak Barlinek zawsze w nich zostanie jako miasto, do którego będę wracać ze łzami w oczach i bólem w sercu, ale i z miłością. Wątpię, czy dla mieszkańca Warszawy - stolica odgrywa tak ważną rolę jak dla nas nasza mała przystań na ziemi. Mam nadzieję, że nigdy przez moje usta nie przejdą słowa starego Żyda z utworu M. Konopnickiej “Mendel Gdański", brzmiące: “Umarło mi serce do tego miasta!" Walczmy o to, co jest dla nas ważne, chrońmy nasze wspomnienia przed całkowitą zagładą, abyśmy nie musieli pokazywać dzieciom “naszego Barlinka" tylko na fotografiach w muzeum. Nadal boję się jazdy tramwajem, tego wielkomiejskiego zgiełku, tłumu ludzi pchających się w wyścigu szczurów na coraz to wyższy szczebel kariery. Jeszcze nie jestem pewna, ale chyba wezmę w nim udział, chcę spróbować, gdyż wiem, że mam gdzie i do kogo wracać. Jestem bogatym człowiekiem, posiadam kolorowe wspomnienia, fantazję, chęci do życia oraz znam miejsce i ludzi, którzy zawsze przyjmą mnie z otwartymi ramionami. Właśnie Barlinek - to dla mnie miasto narodzin i powrotów, oaza ciszy, spokoju, bezpieczeństwa i miłości, czyli wartości, których każdemu potrzeba.

Alicja Sikora