Rodzime sensacje XX wieku

Historia Barlinka bywa fascynująca. Bardzo często jednak zajmujemy się statystykami, datami, rocznicami, uroczystościami itd. Z racji swej nieatrakcyjności takie tematy, choć ważne, nie wzbudzają zainteresowania. Dlatego lubię kiedy historycy próbują nas czymś zaskoczyć. Ostatnio pięknym tego przykładem było śledztwo historyczne przeprowadzone przez Pana Kazimierza Hoffmanna, a dotyczące pierwszego w Barlinku pożaru. Dzisiaj ja chciałbym przybliżyć Państwu nieco zapomniany epizod z historii naszego miasta, o którym swego czasu było bardzo głośno.

Kiedy 13 grudnia 1981 roku wprowadzono w naszym kraju stan wojenny wydawało się, że Barlinek pozostający na obrzeżu ówczesnych wydarzeń nie będzie teatrem jakiś dramatycznych historii. I rzeczywiście w porównaniu z dużymi miastami takimi jak Szczecin czy Gorzów niewiele u nas się działo. Kilka osób aresztowano, milicja przeprowadzała rewizje, przynajmniej na początku przestrzegano też godziny policyjnej.

Nieco senną atmosferę miasta obudziła dopiero sprawa  „zamachu terrorystycznego” (określenie władz Polski Ludowej ) w którym uczestniczyli mieszkańcy Barlinka.  I właśnie to wydarzenie chciałbym dzisiaj Państwu przybliżyć.

Kilku młodych Barlinian mimo szalejącej propagandy sukcesu jakoś nie bardzo wierzyła, że żyje w najlepszym z możliwych  ustrojów. Postanowili więc zmienić nieco klimat wierząc, że bardziej na zachód będzie on bardziej sprzyjający.  W tamtym czasie nie było to jednak takie łatwe.

Młodzi ludzie już tego nie pamiętają, ale paszporty nie leżały w domowych szufladach tylko w Urzędzie Paszportowym. Aby opuścić kraj trzeba było więc zwrócić się o wydanie paszportu, co było w zasadzie „mission impossible” . Paszporty wydawano niezwykle rzadko i to przeważnie „swoim ludziom”. Możliwości więc legalnego wyjazdu na zachód były bardzo ograniczone . Pozostawała droga nielegalna. I właśnie taką drogą nasi bohaterowie postanowili opuścić ludową ojczyznę.

Plan nie był zbyt skomplikowany. Uznali, że najprościej będzie uciec drogą powietrzną. Faktycznie w owym czasie dość głośno było o spektakularnych ucieczkach, kiedy to polskie samoloty zamiast lądować np. w Goleniowie lądowały na Tempelhofie w Berlinie Zachodnim.

Organizacją całej eskapady zajęli się mieszkańcy Wrocławia, znajomi naszych bohaterów. Wylot miał nastąpić z Koszalina. Postanowili, że zbiorą około czterdziestu osób, tak aby wykupić wszystkie bilety na lot krajowy z Koszalina do Katowic. Po wylocie mieli przekonać pilotów aby zmienili kurs i polecieć w kierunku Niemiec.

Dzisiaj może to się wydawać dosyć naiwne, ale wtedy jak już wspominałem podobne ucieczki kończyły się sukcesem. Oczywiście nie było mowy o użyciu broni, bomb czy innych tego typu gadżetów.  Zdawano sobie sprawę, że w wypadku niepowodzenia akcji konsekwencje użycia broni byłyby katastrofalne.

Latem 1982 roku grupa zainteresowanych „wycieczką” ludzi zebrała się w Kołobrzegu. Pochodzili z różnych regionów Polski, po to aby nie budzić podejrzeń. Kiedy już wykupili bilety okazało się, że mają  totalnego pecha. Zamiast niewielkiego „Antka” na płytę lotniska postawiono dużo większego „Iła”.

Lato było gorące, więc nad morzem przebywało bardzo dużo turystów ze Śląska. Aby ułatwić im powrót do domu dokonano zamiany samolotów. Oczywiście w tej sytuacji zrezygnowano z planu i wszyscy grzecznie dolecieli do Katowic. Znaczna część grupy była z Wrocławia nic też dziwnego, że postanowiono z tego miasta spróbować jeszcze raz.

Tym razem pretekstu dostarczył występ zespołu „Budgie”, który miał mieć miejsce w Warszawie. Na nieszczęście koncert miał się odbyć dopiero w następnym tygodniu, musiano więc przeczekać tydzień we Wrocławiu. I w tym momencie nastąpiła wsypa.

Do dzisiaj nie wiadomo jak to się stało, ale milicja wpadła na trop całego spisku. Aresztowania nastąpiły już na lotnisku we Wrocławiu, tylko części pozwolono na wylot do Warszawy. Z pewnością władza chciała ich sprowokować do przeprowadzenia akcji. Oczywiście nikt nie był na tyle naiwny aby dać się oszukać temu podstępowi i planu porwania samolotu nie podjęto. Na lotnisku w Warszawie „zwinięto” pozostałych uczestników grupy. W ten sposób cały misterny plan zakończył się niepowodzeniem. A po Barlinku do dzisiaj krążą słuchy o tym jak to kilku naszych „kozaków” porywało samolot.

Andrzej Rudnicki
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka