WIELKA MAJÓWKA
KARPACZ- PRAGA- WROCŁAW
Jest
czwartek, zaczyna się pierwszy majowy weekend. Wszyscy marzą, by był
interesujący i pełen wrażeń. Jest przecudnie- słońce grzeje jak w
lipcu, zielono nam w głowach i w koło, lekki wiaterek chłodzi czoła.
A my pakujemy się do autobusu, bagaże już w luku, zaopatrzeni w
wyśmienite humory, w doborowym towarzystwie- Towarzystwie Miłośników
Barlinka- ruszamy w kierunku Karpacza.

Najpierw powoli, co pół godziny przerwa na „kawę”, wszystkie
przydrożne CPN-y z toaletami pozamykane i tylko nasz pan kierowca
pan Andrzej Kniaziewicz niebiańsko cierpliwy dla żądających postojów
turystów. Potem nabieramy rozpędu i wcześnie raniutko jesteśmy w
Karpaczu.
Szybkie śniadanko w przecudnej urody pensjonacie Kosówka. Krótko
mówiąc cud- miód, relikt minionej epoki lub po prostu- zabytek z
czasów późnego Gierka, nawet obsługa zachowuje się jak Jasiu ze
skeczu kabaretu Dudek. Hi, hi pamiętamy J. Kobuszewskiego i W.
Gołasa.
Dziesięć minut na gorący prysznic- tak, tak na parterze była ciepła
woda- i biegniemy na Śnieżkę. Nie wierzycie? Naprawdę. No…, nie
wszyscy, tylko ci najodważniejsi. Leniuszki i sybaryci zwiedzili
świątynię Wang i przespacerowali się po calutkim Karpaczu, a to też
kilka kilometrów.

Wieczorem rozpalamy ognisko- nocne śpiewy a’capella (polski rock
walczył o lepsze z mydełkiem Fa, a nawet trochę poklaskaliśmy do
przeboju „Ludzie mówią…”), chrupiące kiełbaski i wcześnie spać, bo
raniutko lecimy do Pragi.
Praga
piękna jak zawsze, ten co zawsze kierowniczek i przewodnik. Biegamy
i zwiedzamy, głowy w prawo, w lewo i do góry. Tutaj odbyła się
Defenestracja Praska, tu stoją gwardziści- „proszę nie zaczepiać
chłopaków!”, z tego tarasu mamy najpiękniejszy widok na Pragę, Złota
Uliczka, Katedra Św. Wita, most Karola IV…
STOP…
Połowa mostu zamknięta, bo remont. Przesuwamy się z prędkością 4m na
kwadrans, słońce pali, tłok, uwaga na torby, strasznie kradną na tym
moście.
I
wreszcie nadchodzi czas posiłku, znowu szybkim krokiem, maszerujemy
ze dwadzieścia minut, ale naprawdę warto. W Pivovarskim Dumie
zajadamy pyszne knedliki, a popijamy czeskim specjałem chmielowym
uważonym sic! z bananami, kawą, wiśniami albo nawet pokrzywą!!!
Teraz
przyjemnie napełnieni, lekkim spacerkiem udajemy się na miejsce
zbiórki i … no tak zgubiliśmy dwóch wycieczkowiczów. Kierowniczek
łapie za telefon i rusza do akcji- 15 minut biegu (reszta wycieczki
szczęśliwa, że biega sam)i mamy zgubę.
Są
wszyscy, więc wracamy do pensjonatu.
Wieczorkiem, długie Polaków rozmowy, kilka godzin snu, bo przecież
szkoda życia, a rano kierunek – Wrocław.
A we
Wrocławiu spotkał się Wschód z Zachodem, Europa i Lwowskie Kresy,
stare z nowym i dalej nas zachwycać! Kto nie był we Wrocławiu, ten
nie pojmie tego klimatu niepowtarzalnego i naszego podziwu. Ostrów
Tumski i gotycka katedra, mostki łączące ze stałym lądem, Ratusz,
starówka, deptak i Panorama Racławicka, fontanna i lody. Ach, jaki
ten dzień jest piękny, wreszcie nie musimy się spieszyć, jaka cudna
wycieczka.
Halo!
Tu Ziemia! Wracajcie do domu!
Coooo,
już???
Kiedy
następna wycieczka?
Kierowniczek- A. Rudnicki
|