Wilno 2009

Tomasz Venclowa wybitny pisarz litewski, w jednym z wywiadów stwierdził, że Wilno jest także duchową stolicą Polaków. Tylko my tych stolic mamy kilka, bo jest jeszcze Kraków, Lwów, Warszawa, a Litwini tylko jedno Wilno. Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, ale to wcale nie oznacza, że nie możemy udać się tam śladami Mickiewicza, Słowackiego, Piłsudskiego. Byłem w Wilnie pierwszy raz i powiem szczerze, że miasto wywarło na mnie niesamowite wrażenie. Zrozumiałem słowa Jerzego Giedroycia, że utrata kresów była dla Polski stratą nie do odrobienia. Kiedy się chodzi po wileńskich ulicach, zwiedza pałace i kościoły fundowane przez Radziwiłłów , Paców, Chodkiewiczów, to czuje się tutaj dużo bardziej u siebie niż w naszym nieszczęsnym zrujnowanym Szczecinie.

Polszczyzna wyziera z każdego kąta. Przepiękny, choć trochę zrujnowany cmentarz na Rosie i same polskie nazwiska. Ogromna płyta marmurowa gdzie pochowana jest matka Józefa Piłsudskiego wraz z sercem wielkiego syna. Ostra Brama i obraz Matki Boskiej - w mojej wyobraźni widziałem go w dużym monumentalnym pomieszczeniu, w rzeczywistości to malutka kapliczka nad bramą wjazdową do miasta. Na dodatek mieliśmy szczęście do przewodniczki, miejscowej Polki, która potrafiła niezwykle ciekawie i przekonująco zainteresować nas swoim miastem. Natomiast w Kownie niestety zaskoczyła nas fatalna pogoda.

Padało, wiało, a tamtejsza przewodniczka z parafii Wodokty (jak sama stwierdziła) pomimo dość zaawansowanego wieku przegoniła nas po wszystkich miejscowych zabytkach ze szczególnym naciskiem na osobę Adama Mickiewicza, który miał niewątpliwą przyjemność mieszkać w Kownie przez dwa lata. Nieubłagana przewodniczka pomimo naszych próśb zaklinań nie odpuściła dopóki nie pokazała nam wszystkiego co jej zdaniem było warte zwiedzenia. Nic też dziwnego, że połowa wycieczki na drugi dzień była chora. Mieliśmy też kilka dość ciekawych przygód z naszym przewodnikiem samochodowym czyli GPS zwanym przez nas pieszczotliwie „blondynką”. Zamiast w Wilnie dzięki niej, w pewnym momencie wylądowaliśmy w jakimś lesie. Toruń natomiast zaskoczył nas śnieżycą i mrozem. Dlatego zwiedzanie nieco utrudnione zakończyło się w przytulnym podziemiu toruńskiego ratusza. Generalnie już dawno nie byłem na tak udanej wycieczce. Wprawdzie zmęczenie wychodziło z nas jeszcze przez kilka dni, ale naprawdę było warto. A pensjonat w Riemieniu, jedzenie, pokoje - najwyższa klasa.

                                                                  Andrzej Rudnicki

        foto.GP 


 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka