Moje listy do….
Premiery za nami, a to niechybny znak, że jest wiosna. Nawet ją
widać; zieleń atakuje, a nad ogródkami snuje się dym z ognisk. To
zapach, który kojarzy mi się nieodłącznie z dzieciństwem. Zawsze
mieliśmy ogródek, albo działkę i jesienią oraz wiosną coś się tam
paliło. Poza tym wakacje były za progiem, a jak wakacje to wyjazd na
dwa miesiące na wieś do babci. No właśnie, czemu do babci, a nie do
dziadka? Tak się najczęściej mówi, a przecież dziadek to często
bardzo ciekawa postać. Mój taką postacią z pewnością był. W
najdalszych wspomnieniach widzę go siedzącego przy lampie naftowej i
czytającego namiętnie książki. Z lampą wiązały się też pewne
rytuały. Zawsze w sobotę sprzątaliśmy podwórko, a później za pomocą
gałązek wyganiali muchy z kuchni. Domek był gliniany, bielony wapnem
i kryty słomą. Miał dwie izby: kuchnię i pokój.
W
kuchni nie było podłogi tylko takie „coś” ubite, sama nie wiem, co
to było. W każdym razie „to” się zamiatało miotłą i właśnie w sobotę
posypywało specjalnym, białym piaskiem. I wtedy dziadek wyciągał
wszystkie lampy naftowe, jakie były w domu i starannie niemal z
namaszczeniem czyścił okopcone szkła. Później nalewał naftę i
wieszał, albo stawiał na swoje miejsce. Odkąd pamiętam dziadek
zawsze spał w kuchni, a za ścianą „mieszkał Łysek. Łysek to był koń
znany w całej wsi z tego, że panicznie bał się samochodów i nikogo
nie słuchał. Potrafił w nocy wyskoczyć ze stajni, pohulać po polach
i wrócić rano jakby nigdy nic. Nie wszyscy we wsi mieli wtedy konie,
ale Łyska nikt nie chciał „pożyczać,” bo nigdy nie było wiadomo czy
w którymś momencie nie strzeli mu coś mu do łba i w środku roboty
nie wróci zwyczajnie do swojej stajni. Poza tym potrafił również
nieźle wierzgać, a nawet ugryźć.
Dziadek był prostym człowiekiem, ale miał niesłychanie chłonny umysł
i bardzo dużo czytał. Przechowuję do dzisiaj jego zeszyt z
rysunkami, notatkami, a nawet wierszami. Budował domy, a my jego
wnuki nie mogliśmy się doczekać zakończenia budowy, bo wtedy dziadek
dostawał dużo pieniędzy i my też jakąś „dolę” z tego otrzymywaliśmy.
Ty mojego dziadka widziałeś chyba tylko raz. Spodobałeś mu się, bo
naprawiłeś jego słynny motorower, którym jeździł na swoje budowy.
Słynny, dlatego że dziadek wiecznie przy nim klęczał i coś
naprawiał. Gdy zbliżał się czas jego powrotu z budowy, babcia co i
rusz wychodziła przed bramę, albo wysyłała któregoś z wnuków, żeby
zobaczyć czy już jedzie. A dziadek, właśnie ze względu na ten
nieszczęsny, wiecznie psujący się motorower zjawiał się późno w nocy
prowadząc nieszczęsną maszynę, umęczony wściekły i brudny.
Grzebanie w motorowerze to był drugi rytuał dziadka, a trzeci to
było czyszczenie butów. Do kościoła ubierał dziadek wysokie oficerki
i musiały one lśnić jak lustro. Czyszczenie ich trwało bardzo długo.
Nasz udział w tym rytuale polegał na tym, że czasami dziadek prosił
kogoś z nas o pomoc przy zdejmowaniu tych butów, a była to wcale
niełatwa sprawa i wywrotki zdarzały się często. Dziadek był groźny,
ale ja się go wcale nie bałam. Za to jego trzy córki w tym moja
mama, a nawet babcia miały przed nim ogromny respekt. Moja mama i
ciotka Isza od czasu do czasu popalały sobie papieroska, ale nigdy w
życiu przy dziadku. Chowały się za stodołą jak małe dziewczynki, a
my, dzieciaki mieliśmy z tego niezłą zabawę.
Pamiętam pewnego razu dorośli gościli się przed domem, a wśród nich
przyjaciółka mojej mamy i ciotek, która przyjechała z Warszawy.
Niczego nieświadoma zapaliła papierosa. Dziadek wstał, rąbnął
pięścią w stół i wyszedł bez słowa. Więcej już tego dnia przy stole
się nie pojawił. Sam dziadek kopcił jak parowóz, ale palących kobiet
absolutnie nie tolerował. Jednak nikomu do głowy nie przyszło, żeby
to podważać. Tak, dziadek był autorytetem dla całej rodziny. Takie
pojęcia jak sprawiedliwość, uczciwość czy pracowitość były dla niego
oczywistością. Nie znosił też gadulstwa. Naprzeciwko domu dziadków
mieszkał pan Strzelecki. Nie miał konia, był strasznym gadułą i
według dziadka kiepskim gospodarzem. Ja go lubiłam, bo miał fajnego
syna Marka, ale dziadek nigdy nie pożyczył mu Łyska, co było oznaką
wyjątkowej nieakceptacji z jego strony. Po co ci o tym wszystkim
piszę? Bo nie zdążyłam ci o ty opowiedzieć. Bo to dla mnie bardzo
ważne wspomnienia, bo jest wiosna i ludzie palą ogniska. Zapach
palącego się ogniska przypomina mi zapach dymu z domu dziadków,
kiedy babcia wieczorem przed kolacją rozpalała w piecu, żeby
nasmażyć nam naleśników. A że to był tzw. „krótki” ogień paliła
gałązkami, słomą i co tam jeszcze znalazła w ogródku. Wracam do
wspomnień, bo coraz mniej dobrego wokół nas, bo coraz więcej złej
energii sączy się do przestrzeni, w której się poruszamy i coraz
częściej paradoksalnie trzeba uciekać od wyciszenia, bo złe myśli
wprowadzają niepokój i zamęt w nasze życie. Z przerażeniem myślę o
tym, do czego będą wracać nasze dzieci, kiedy im będzie źle. Pewnie
włączą telewizor i będą „uczyć” się życia z kolejnego rodzinnego
serialu, albo rozbawi ich znany kabaret… Mogą również odpalić
komputer i pękać ze śmiechu oglądając scenki z życia na You Tobe.
Pozdrawiam. Twoja E.
|