„Scena to nie ring”

Z gościem XVI Barlineckiego Lata Teatralnego Wojciechem Pszoniakiem rozmawia Elżbieta Chudzik

Elżbieta Chudzik: W pewnym momencie swojej artystycznej drogi zdecydował się pan wyjechać do Francji. W Polsce miał pan za sobą znakomite role u tak wziętych reżyserów jak Andrzej Zuławski, Jerzy Kawalerowicz czy przede wszystkim Andrzej Wajda.

Wojciech Pszoniak: Przypadek, zwyczajny przypadek. Dostałem ciekawa propozycję i postanowiłem spróbować. Nie traktowałem tego nigdy tak definitywnie, bo jak pani widzi siedzę tutaj przed panią w pięknym Barlinku. Później zacząłem grywać w Londynie w Szwajcarii w filmach i w teatrze i tak minęły lata.

E.Ch.: Jest pan znany z tego, że bardzo starannie dobiera role. Zdecydował się pan jednak zagrać w filmie ”Nadzieja” bardzo młodego, nieznanego reżysera Stanisława Muchy.

W.P.: Nigdy nie zagrałem u Kieślowskiego, a scenariusz Piesiewicza bliskiego przecież jego współpracownika wydał mi się bardzo interesujący.

E.Ch.:Gra pan i w filmie i w teatrze. Czy to łatwe wybory?

 W.P.: Wszystko jest kwestią roli i kwestią reżysera. Nie jestem aktorem marzącym o jakiejś szczególnej roli. Albo coś jest dobre i chcę to grać, albo takiej potrzeby nie czuję.

E.Ch.: W którymś z wywiadów powiedział pan: „Nie chcę grać w byle jakich filmach o niczym. To popowe błoto mnie nie interesuje” Ale to popowe błoto nas zalewa i w zastraszającym tempie następuje przewartościowanie oznaczające niestety upadek wartości.

W.P.: Szkoda życia na byle co. Trzeba robić swoje. Ja czuję się w obowiązku pilnowania pewnych wartości, sensów, sposobów myślenia, wrażliwości i wierzę w to, że część widzów zgadza się ze mną. Nie trzeba uważać, że wszystko jest dla wszystkich.

Ech.: Znakomity aktor i teoretyk teatru Michaił Czechow w swojej książce „O technice aktora” napisał: „Teatr jest działaniem. Trzeba umieć wiele technik, żeby się bronić przed publicznością”. Pan Mikołaj Grabowski w rozmowie ze mną powiedział coś podobnego mianowicie, że aktorstwo to ciągła walka z widzem.

W.P.: Scena to nie ring, a aktorstwo to nie walka. Uważam, że jest to po prostu miejsce spotkania się i jest to miejsce istotne dla obu stron

E.Ch.: Młodzi ludzie, którzy dopiero próbują się zmagać z materią teatru zmagają się również z publicznością, którą za wszelką cenę chcą kupić.

W.P.: To jest taki rodzaj odkrywania teatru. To mija i z czasem dochodzi się do całkiem innych wniosków.

E.Ch. Czy nie myślał pan o zajęciu się reżyserią?

W.P.: Ależ ja reżyseruję! Aktualnie przygotowuję „Zemstę” w teatrze MONTOWNIA, pracuję również nad sztuką z panem Fronczewskim, ale to nie jest dla mnie najważniejsze.

E.Ch.: Co pan myśli o najnowszym teatrze, o teatrze ostrym, brutalnym, publicystycznym. Taki teatr robią Np Jarzyna, Warlikowski czy Zadara. Czy taki, podobno oczyszczający teatr pana interesuje?

W.P.: Proszę pani, z punktu widzenia aktora nie. W tych spektaklach aktor sprowadzony jest do roli instrumentu, przedmiotu z elementami dekoracji. To nie ma tego właściwego wymiaru dotyczącego człowieka.

Ja takie spektakle oglądam, niektóre mi się podobają mniej inne więcej, ale nie jest to coś w czym chciałbym uczestniczyć jako aktor. Tam nie ma miejsca na przemyślenia jakie ja mam. Do prawdziwego teatru trzeba dojrzeć, a to mogą minąć lata. Sztuka nie objawia się z dnia na dzień. To jest moda, a mody mijają.

E.Ch.: Co chciałby pan przekazać młodym ludziom uchylającym dopiero drzwi do świątyni teatru.

W.P. Najpierw chce pani powiedzieć, że to wspaniale, że w Barlinku jest takie zjawisko jak teatr. Ja zakładam, że ci ludzie już w jakiś sposób dotykają teatru i ta pewna wrażliwość już w nich zostanie. To nie pójdzie na marne bez względu na to czy zostaną aktorami, działaczami kulturalnymi czy będą pracować w całkiem innych niekoniecznie artystycznych zawodach. To są wartości nieprzemijające i być może właśnie oni kiedyś w tych przeładowanych komercją czasach będą tych wartości strażnikami.

E.Ch.: Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję na kolejne spotkanie.

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka