Fałszywi technicy telewizji
cyfrowej
Pewnego dnia, pod koniec sierpnia, usłyszałem dzwonek do drzwi.
Uchyliwszy lekko drzwi zobaczyłem dwóch mężczyzn, nie starszych niż
30 lat, w garniturach i z czarną teczką. Ponieważ nie lubię dość
nachalnej metody zyskiwania nowych wiernych przez, jak sądziłem,
Świadków Jehowy, niewiele myśląc odburknąłem, że nie mam czasu i
zamknąłem drzwi. Po pewnym czasie, ponieważ na schodach stał mój
rower, wyjrzałem przez okno i ujrzałem ich dzwoniących do mieszkań w
budynku naprzeciwko. Wydawać by się mogło, że nic więcej tego dnia
już się nie stanie.

Wieczorem, gdy już zaczęło się ściemniać, rozległo się ponowne
dzwonienie. Otworzyła moja mama. Znów dwóch mężczyzn w garniturach.
Spytali, czy posiadamy telewizję cyfrową, gdyż zbierają listę
chętnych do dodania nowych opcji w już posiadanym dekoderze. Dość
natarczywie chcieli, by ich wpuścić do środka, aby mogli obejrzeć
telewizor. Na pytania o wyjaśnienie, dlaczego wcześniej nie
otrzymaliśmy informacji z firmy telewizyjnej o takiej możliwości
oraz z jakiej są firmy, nie potrafili udzielić jasnej odpowiedzi.
Zapytali, z czyjej usługi korzystamy, po czym potwierdzili, że są z
tej samej firmy. Nie posiadali żadnych identyfikatorów, jedynie
niewidoczne tłoczenie na czarnej teczce. Nie chcieli również podać
żadnych danych kontaktowych oraz dać wizytówki. Wyprosiłem ich bez
wpuszczania do środka.
Jednak
w obawie o swój rower, ponownie wyjrzałem przez okno. Tym razem pod
moim domem stała grupa czterech osób – dwóch z popołudnia i dwóch
sprzed chwili. Naradzali się. Wydali mi się podejrzani, gdyż zbyt
nachalnie chcieli wejść do mieszkania. Poszedłem po aparat
fotograficzny i zrobiłem im zdjęcie. Każdy ma prawo fotografować
ulicę. Zrobiłem to w razie, gdyby miało dojść do kradzieży na mojej
ulicy, aby można było rozpoznać domniemanych sprawców.
Niestety, a może na szczęście, zapomniałem wyłączyć lampę błyskową.
Oni, oczywiście, zobaczyli ją, co widać na zdjęciu. Przerazili się.
Zaczęli mi pokazywać, żebym im otworzył drzwi na klatkę schodową.
Była otwarta, więc weszli do mnie na I piętro i zadzwonili, po czym
chwilę walili pięściami w drzwi. Nawet nie myślałem o otworzeniu im.
Z ulicy zaczęli mi wygrażać i pokazywać, że do kogoś dzwonią.
Zrobiłem następne zdjęcia. Niestety było już dość ciemno, a drzewa
zasłoniły mi ich samochód. Oni ponownie rozpoczęli walenie w drzwi,
zeszli, zasłonili mi numery rejestracyjne, chwilę rozmawiali, a
następnie wsiedli do samochodu i odjechali z piskiem opon.
Najwyraźniej nie byli tutejsi, gdyż po kilku minutach zawrócili i
pojechali w drugą stronę.
W
zasadzie nic się nie stało, lecz pomyślałem, że policja może być
zainteresowana zdjęciami tych osób, gdyby okazało się, że doszło do
jakichś włamań lub kradzieży w Barlinku. W trosce o ewentualne
odzyskanie mienia sąsiadów, udało mi się znaleźć w Internecie
jedynie adres mailowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.
Opisałem szczegółowo sytuację i wysłałem dołączając zdjęcia.
Prosiłem o przekazanie do Myśliborza i Barlinka, według policyjnej
rejonizacji.
Około
tygodnia później, niespodziewanie odwiedzili mnie dwaj policjanci
ubrani po cywilnemu. Okazało się, że dopiero co dostali faks ze
Szczecina i natychmiast przybyli. Na szczęście nie mieli żadnych
zgłoszeń w tej sprawie. Wygląda na to, że ci „technicy” zostali
spłoszeni. Natomiast policjanci sugerowali, żeby następnym razem
dzwonić pod numer alarmowy. Mieli już kiedyś takie przypadki, gdy
lokatorzy w innych częściach Barlinka zgłaszali podejrzanie
wyglądające osoby podające się za pracowników spółdzielni
mieszkaniowych, kurierów itp.
Dlatego należy zachować czujność, gdy nieznane osoby chcą wejść do
mieszkania. Formalnie nie ma obowiązku wpuszczania do domu nikogo,
poza Policją albo służbą (np. Strażą Pożarną, Pogotowiem
Ratunkowym), działającą w wyższej konieczności (np. w razie pożaru
lub zagrożenia życia). Natomiast dla własnego bezpieczeństwa warto
wymagać od osób chcących wejść np. w celu montażu lub sprawdzenia
telewizji, telefonu itd., posiadania identyfikatora ze zdjęciem oraz
nazwą firmy. W razie wątpliwości, a również w trosce o sąsiadów,
można bez problemu powiadomić policję, która sprawdzi te osoby. Na
szczególne niebezpieczeństwo narażone są dzieci i osoby starsze,
które z racji gorszej sprawności fizycznej i nieznajomości
współczesnej techniki łatwo mogą paść ofiarą różnych oszustów lub
złodziei.
Uważam, że większe bezpieczeństwo od ochrony policyjnej zapewni nam
czujność sąsiedzka i chęć wzajemnej pomocy. Czasem wystarczy nawet
zwykłe doglądanie mieszkania sąsiada (oczywiście za jego wiedzą), np.
w trakcie jego urlopu. Jednocześnie zamiast tworzyć nową służbę w
postaci straży miejskiej o bardzo niewielkich kompetencjach, lepiej
przeznaczyć dodatkową pomoc Policji. Straż miejska do poważniejszych
interwencji i tak musiałaby wezwać policję. Poza tym, dużą pomoc,
szczególnie w kontekście zniszczenia barlineckiej Gęsiarki, mógłby
przynieść monitoring najbardziej narażonych na incydenty punktów
Barlinka – Rynku, parku Delta, ronda, czy też ul. Jeziornej. Sądzę,
że lepiej wspomóc to, co już działa sprawnie, dla wspólnej korzyści,
jaką jest bezpieczeństwo.
Kuba Syroka
Zdjęcie celowo zostało trochę
zamazane
|