Koniec „Stolicy”
Przechodząc przez centrum Barlinka widzimy, że czekają nas kolejne
zmiany w mieście. Tym razem rozpoczęto rozbiórkę zdewastowanego
kompletnie budynku, w którym kiedyś mieściło się kino „Stolica”. W
jego miejsce powstać ma kolejny market. Jedyną nowością jest to, że
przewidziane będą w nim podziemne garaże. Ale tak naprawdę celem
mojego artykułu nie są spekulacje na temat przyszłości tego budynku.
Korzystając z okazji chciałbym trochę powspominać.

Dla
mnie i dla mojego pokolenia kino było praktycznie jedyną rozrywką w
szarzyźnie stanu wojennego i lat osiemdziesiątych. Przypomnę choćby
nieśmiertelne poranki gdzie chodziło się oglądać pierwsze kolorowe
bajki, a późnie szał Bruce’a Lee. Robiliśmy zawody kto będzie go
oglądał więcej razy. Sala nabita, że trzeba było robić dostawki. I
oczywiście Indiana Jones, ET, Siekierazada. Czasami w zimę zostawało
się na 2 seanse. Nostalgię budzi sylwetka pana Zadali, którego
nazywaliśmy popularnie „Popersem”. Człowieka, który żył tym kinem i
często wpuszczał nas do środka na kredyt. Miał bardzo oryginalny
sposób zachwalania dzieł kinematografii np. pewnego razu stwierdził,
że jest fajny film o owcach. Gdy weszliśmy okazało się, że to
„Milczenie owiec”. Jego śmierć bardzo przeżyliśmy, bo od tego
momentu rozpoczął się powolny upadek kina. A pamiętajmy,
szczególnie młodsi, że kino w dużej mierze była to inicjatywa
społeczna. Zostało wybudowane rękami samych Barlinian.
Dzięki
uprzejmości pana Michalczyka, weszliśmy w posiadanie szeregu
dokumentów z okresu, kiedy kino powstawało. A przypominam był to rok
1956. Rok bardzo charakterystyczny, ponieważ oznaczał definitywny
koniec stalinizmu w Polsce. Prace budowlane rozpoczęto we wrześniu.
I wcale tak różowo nie było. Co chwile natrafiamy na protokoły w
których Społeczny Komitet Budowy Kina w Barlinku narzeka, że część
zakładów pracy nie wywiązuje się z podejmowanych przez siebie
zobowiązań. Faktycznie w niektórych zakładach ilość wykonanych
dniówek równa była zeru. Natomiast (i to nie jest takie dziwne) w
pracach przodowały szkoły. Zarówno uczniowie jak i nauczyciele. Tak
np. szkoła podstawowa (wtedy, bez 1, bo jedyna w mieście) wykonała
pracę w 130%. Także Technikum Handlowe nie obijało się i ostro
pracowało nawet w deszczu, o czym wspomina trochę chyba zdziwiony
autor komunikatu.

Ale
największymi fachowcami okazali się pracownicy przemysłu drzewnego,
czyli tartaku. Nie tylko nie wyrobili swoich norm dniówkowych, ale
bardzo często przerywali pracę na kolacjach zakrapianych oczywiście
czymś mocniejszym. Pamiętajmy, że praca odbywała się w godzinach
popołudniowych i często miała charakter, jeżeli nie przymusowy to
przynajmniej wywierano presję na pracowników, aby uczestniczyli w
pracach społecznych. Nie ma, co się dziwić, że nie wszyscy byli
zachwyceni swoją obecnością na placu budowy.
Atmosfera w pracy musiała być dosyć luźna, bo w komunikatach często
narzeka się, na rozdyskutowanie towarzystwa, używając nawet słowa
„przekupki”. Innym problemem był brak sprzętu, ponieważ znowu
pracownicy tartaku mieli dostarczyć łopat, kilofów, ale obrazowo
mówiąc „olali to” (określenia tego użył jeden z uczestników tamtych
wydarzeń). Stad też prace trwały dość długo. Finansowanie budowy też
odbywało się z funduszy społecznych: kwoty, które przeznaczano były
dość zróżnicowane od 20zł do 500zł. Nie były to kwoty wielkie, ale
nie takie znowu małe. Dobra książka kosztowała wtedy około 20 zł. Z
tymże książki generalnie były dość tanie. Otwarcie kina miało
miejsce 12 marca 1959 roku. I od tego momentu nieprzerwanie służyło
mieszkańcom Barlinka przez następne 35- lat. Dzisiaj kończy się jego
żywot. A kolejny rozdział historii Naszego miasta pozostanie tylko
wspomnieniem. Szkoda.
Andrzej Rudnicki
|