CIĄGNĄC SIĘ  Z GŁUPOTĄ  ZA WŁOSY

Po małym, zakulisowym kontrataku Głupoty na mój maturalny atak, o którym nie było już czasu wspomnieć w poprzednim numerze, nadszedł czas na odbicie bardzo ważnego zakładnika (a właściwie zakładniczki), który w szeregach Armii Głupoty jest traktowany coraz bardziej po barbarzyńsku. Kraty stają się coraz bardziej ciasne i coraz mocniej uwierają, a bezczelna jak zwykle Głupota jeszcze bardziej podżega swoje wojsko żeby bynajmniej nikt nie popuszczał cugli.

RUNDA 5. - ZA KRATAMI

Wielce Czcigodna Pani Wolność, Miss Wszechświata, Najwspanialsza Królewna poddawana jest już coraz brutalniejszej chłoście, węzłów na kończynach stale przybywa, zamków w drzwiach jest coraz więcej... i końca tego szaleństwa nie widać. Oczywiście wszystkie te zniewalające zabiegi czyni się w ramach „opieki”. A że Wolność doskonale radziła sobie bez żadnej (nad)opiekuńczości to nic, w końcu ta wspaniałomyślność „opiekunów” wygrywa! Oczywiście wszyscy wielce troskliwi są wysoko postawionymi członkami z ramienia wysuniętymi na czoło (jak to niegdyś ogłoszono, mając na myśli cud PRL’owskiej transplantologii) Pani Głupoty.

Najdziwniejsze jest to, że wyśmienicie dajemy się tresować ludziom, których sami przecież wybraliśmy. Żeby lepiej zrozumieć naszą głupotę i tolerancję, pozwolę sobie użyć kilku słów kluczy. W Polsce mamy przymus płacenia podatków (wysokich, bardzo wysokich), niektóre są ukryte, a niektóre niespodziewanie jawne – w obu przypadkach są to bardzo denerwujące świadczenia materialne. Szczególnie drażniący jest podatek, który zżera nam prawie połowę wypłaty na samym początku – tak się do tego przyzwyczailiśmy, że już nawet o nim nie pamiętamy! Na pytanie „ile zarabiasz?” nie odpowiemy: „zarabiam 3 200 zł, jak Państwo mi zabierze to zostaję z 2 000 zł”, tylko od razu rzekniemy: „zarabiam 2 000 zł!”. Na co idzie te 1 200 (prawda, że spora sumka? toż to już ładny mebelek do kuchni!)? Na niezwykle ciekawe rzeczy – obowiązkowe składki emerytalne, obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne itd. To nic, że ktoś nie ma życzenia tracić pieniędzy, odkładając je sobie na starość, bo sam nie wie, czy tej emerytury doczeka i chce szaleć póki jest młody lub chce przez 20 lat odkładać te pieniądze, a później otworzyć małą firmę, którą będzie opiekować się w spokoju do później starości. A zdrowie? Ktoś może nie chorować przez całe życie, co jest przecież niby oczywiste, więc dlaczego nie ma protestów (tzn. są protesty - żeby ludzie zdrowi dawali jeszcze więcej, co zresztą zaproponował Minister Zdrowia Zbigniew Religa, też zapewne członek Armii Zbawienia)? Nikt się nie frustruje, bo mamy tzw. darmową służbę zdrowia (co ciekawe i tak za część zabiegów musimy płacić, i tak), poza tym mamy jeszcze darmowe szkolnictwo (choć na Radę Rodziców płacić trzeba, a w szkołach wyższych młodzież kształci się za darmo, owszem, ale tylko na studiach dziennych, na zaocznych już nie), Dni Barlinka – wstęp wolny (to nic, że za te zabierane miesięcznie 1 200 zł moglibyśmy sobie w 100 osób robić Dni Barlinka co tydzień), urzędy są otwarte (do 15:00 a do 13:00 działają kasy, w których wnosimy opłaty za to, co chcemy ewentualnie w urzędach załatwić – ciekawe, prawda?) itd. itp. - wyliczać można w nieskończoność. To ja proponuję – może wprowadźmy 100% podatek powracając jednocześnie do tzw. „kartek” i wtedy wszystko będzie za darmo.

W dodatku mamy jeszcze obowiązki, np. zapinania pasów w samochodzie, jazdy na włączonych światłach mijania, być może niedługo każdy rowerzysta będzie musiał założyć kask podczas jazdy, mieć kamizelkę przeciwpancerną (nie istnieje? trzeba będzie sobie stworzyć!), ubezpieczenia od zawiązanych sznurówek (a nuż jakiś poseł ma interes w sznurówkach?). Jakby tego było mało, są jeszcze obowiązkowe szczepienia, bilanse zdrowia, komisje wojskowe... Z całą pewnością w życie wejdzie jeszcze niejeden bzdurny przepis, który przyjmiemy z radością, a przynajmniej bez protestów, bólu i zażaleń.

Po obowiązkach jest jeszcze kontrola, czy aby dobrze je spełniamy. Kontrola wody ciepłej, zimnej, stanu mieszkania (czy kratki mają odpowiednią szerokość), pojazdu, prędkości i poziomu alkoholu w wydychanym powietrzu. Policjant może wejść do domu na tzw. „legitymację”, bez żadnego nakazu, aby przeprowadzić gruntowną kontrolę, przejrzeć nas do cna. Teoretycznie nie może tego zrobić za naszą krzywą minę, no ale np. „z kieszeni podejrzanego wyleciała mała torebka wypełniona tajemniczym, białym proszkiem” w raporcie będzie dostatecznym usprawiedliwieniem?

Słyszałem również o rządowym programie walki z otyłością wśród dzieci w Niemczech – ja już bym tego nie wytrzymał na miejscu rodziców. Zresztą warto zerknąć na Zachód. We Wspólnocie Europejskiej np. jest cały szereg norm unijnych. To nic, że rolnik zamiast dokupić sobie krowę albo nawet kilka krów musiał budynek wyremontować, żeby parapety były na dobrej wysokości – unijnej wysokości! Sprzedawca/producent mógłby sprzedać/wyprodukować więcej towaru , ale przecież kolega po fachu, który sprzedaje/produkuje obok mógłby wtedy zbankrutować prawda? To się nazywa konkurencja! „Wszystkim po równo!”.

O licencjach, koncesjach, zezwoleniach, pozwoleniach, prawach, legitymacjach nie wspomnę – szkoda miejsca i nerwów. Te ciągłe, okrutne biczowanie Wolności czasami mnie, podpisanego niżej, przeraża...

                                                                                               PW
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka