Dyngus
„Przyszedłem tu po dyngusie
Leży placek na obrusie
Tata kraje, mama daje
Proszę o malowane jaje”
(z przyśpiewek
ludowych)
Skąd się wzięła tradycja lanego
poniedziałku, tego naprawdę nikt nie wie, a domysły badaczy są
różne. Jedni uważają że zwyczaj ma początek w Jerozolimie, gdzie
schodzili się rozmawiający o zmartwychwstaniu chrześcijanie, a ich
wrogowie, by ich rozpędzić, oblewali zgromadzonych wodą. Inni
uważają, ze zwyczaj wywodzi się od chrztów w początkach
chrześcijaństwa, kiedy to tłumy wchodziły do rzeki by się w niej
zanurzyć, albo „ stojących na brzegu tąż wodą obficie skraplali”.
Samo oblewanie się wodą ma zapewne początek w obrzędach
prasłowiańskich, kiedy wierzono w oczyszczającą moc wody, a gdy
Kościółwprowadził święcenie wody, tym samym usankcjonował stary
zwyczaj.
Dzisiejsza nazwa śmingus – dyngus, to
połączenie niegdyś obrządków wielkanocnych. Tak jak w czasie świąt
Bożego Narodzenia chodzono po kolędzie, tak w czasie Wiejkiejnocy
chodzono po dyngusie, a dyngusowaniu towarzyszyły przyśpiewki.
Poranne dyngusowanie kończyło się południowym oblewaniem dziewcząt,
„ W poniedziałek po obiedzie chłopaki idą na dyngus, na skąpanie
dziewek. Gospodarze dają wówczas tym parobkom Dyng, tj. dwa kawały
placka i po kieliszku wódki(...) parobcy śpiewają (...) potem
następuje wiersz o Męce Pańskiej i w końcu przymówka o datek...” (
Jan Karłowicz). Dyng – znaczyło wykup, a smingus – uderzenie
brzozową lub wierzbowa rózga po nogach i też wiązał się z wykupem i
oblewaniem woda. W Warszawie szmingusem nazywano podarunek, jaki
składało miasto kantorowi przy kościele św. Jana.W naszych czasach
śmingus – dyngus łączy w sobie trzy obrzędy: smaganie rózgą,
oblewanie woda i zbieranie podarunków.Zwyczaje, nazwy i obrzędy
zróżnicowały się w regionach, miastach, wsiach, a nawet w
dzielnicach.
Byli przebierańcy, było topienie
niedźwiedzia, topienie cygana, oblewanie dziewcząt, wzajemne
oblewanie się, chodzenie z kogutkiem, z gaikiem, z traczykiem, z
barankiem itp. Wytworzyły się też odrębne zwyczaje dworskie, gdzie
chłopi szli do dworu z podarkami ( najczęściej był to drób), pan zaś
kazał wytoczyć na podwórze beczkę wódki, a potem „... którzy na
nogach trzymać się mogą, wracają do domu, inni leżą na dziedzińcu
zamkowym, na drodze...” ( Ł. Gołębiowski). Ci, którzy chodzili np. z
kogutkiem i w każdej chacie wypili po kieliszku, też trzeźwi nie
byli.
Specjalne zwyczaje wykształciły się np.,
w Krakowie, jak rękawka czy Emaus, gdzie wielki, uroczysty spacer
splatał się z procesjami różnych bractw niosących chorągwie i święte
obrazy, a procesjom towarzyszyły liczne kąpiele. Rękawka zaś
obchodzona była na pamiątkę śmierci Krakusa, którego kopiec usypano
z ziemi przynoszonej w rękawach. W ten dzień na grobie założyciela
grodu mieszczanie rozdawali jadło, na pamiątkę prasłowiańskiej
stypy.
Oblewano się wszędzie, wierząc w moc
oczyszczającą wody, a gospodarze w poniedziałek wielkanocny o świcie
kropili pola woda świeconą i modląc się wbijali w ziemie palmowe
krzyżyki, aby zapewnić jej urodzaj i pomyślność. Błogosławili ziemię
objeżdżając pola w procesji na koniach, a od ponad 300 lat na Śląsku
Opolskim wyrusza kawalkada 100 koni. W Małopolsce pojawiają się
dziady śmigusowe itp. Tak wiec poniedziałek wielkanocny nazywany
żartobliwie „ dniem św. Lejka” ma w Polsce długie i bogate tradycje.
R.
Kaszczyc
|