CIĄGNĄC SIĘ Z GŁUPOTĄ ZA WŁOSY
PROLOG
Rozpoczynam, ale w rzeczywistości tylko podejmuję rękawicę, bo dość
mam już bezczelnych, kpiarskich i buńczucznych prowokacji tej
wstrętnej, wrednej, wścibskiej, grubej i obślizgłej baby, której na
imię Głupota (nazwisk ma jakieś sześć miliardów, hańbi więc moje i
Twoje!).
Decyzja pójścia na tę wojnę, jakże przecież nierówną, została
podjęta w afekcie, proszę więc nie mówić, że to błąd strategiczny.
Miejsce bitew – ta oto kartka papieru, czyli prostokąt o wymiarach
21 cm x 29,7 cm, a więc niewiele jak na samotną walkę z chaotycznymi
oddziałami tej sześciomiliardowej armii.
Cele są równie proste jak taktyka – zniszczyć panią G. i siebie w
tej wrogiej armii, bić się do ostatniego żołnierza!
Oręż mam skromny: 32. litery, jakieś 8 znaków interpunkcyjnych, 10
cyfer, słowniki, zapał, energię, miejsce odpoczynku po walce i
smaczne jedzenie.
W związku z rozpoczęciem działań wojennych (pokój jest cenny, ale
„jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi (...) bezcenna”) wprowadzam
stan wojenny. Nie po to bynajmniej, aby aresztować teraz wszystkich
głupich, przecież więzienia są już dostatecznie przepełnione. Po
prostu zakazuje się kategorycznie z dniem wydania EB przekazywania
mi jakichkolwiek białych flag!
Hannibalu, Juliuszu, Stanisławie, Napoleonie - życzcie mi
powodzenia. Z tarczą, albo na tarczy; bez litości (ale nie „0
tolerancji”!); są słabsi na czole i wargach. Równaj szyk; czekaj na
znak... Atak!!!
RUNDA 1. - OD 20 DO 500
Muszę przyznać, że pragmatyzm ludzi władzy jest cechą jak
najbardziej pożądaną, a wśród naszych pań i panów spod gwiazdy
mów-mi-jeszcze-czego-nie-mogę-zrobić cechą od lat poszukiwaną. W
związku jednak z tym, że pragmatyzm z pola bitwy sobie poszedł siły
pani G. stały się niewątpliwie mocniejsze. Paradoks goni paradoks,
absurd goni absurd a logicznych argumentów i pragmatyzmu niestety
nic nie goni, ani nawet nikt nie szpieguje, więc gdzie są – można
się tylko domyślać.
Wyśmienicie! Młodzi jesteśmy, a więc i przyszłością narodu.
Przyszłością, czyli na razie szalej młody obywatelu! Szalej, nic
bynajmniej nie mów bo teraz nikt się nie będzie liczyć z Twoim
zdaniem. Ty też się przecież nie będziesz za 20 lat liczyć ze
zdaniem ludzi, którzy teraz się rodzą.
Władza zafundowała nam wychowanie... być może „przez przypadek”, bo
chcąc trafić w tarczę trafiła w ludzi, którzy siedzą obok, na
widowni. No ale starczy już tej partyzantki, przechodzę do
frontalnego ataku!
Już nie dojdę, którego z pionków w tej „armii zbawienia” był to
pomysł, ale podwyżki cen wbrew pozorom nie popłacają (szczególnie
wprowadzane w taki sposób). Jeśli do produktu kupionego za ok. 2,50
PLN można dopłacić nawet 2000% (dwa tysiące) tylko dlatego, że się
go w ogóle odważyło otworzyć, to to już jest przecież szczyt
bezczelności i chamstwa! Cóż począć, że niesprawiedliwe, skoro na
straży stoją „mierni, bierni, ale wierni” i najgorsze, że to właśnie
oni decydują o wielkości tej podwyżki.
Jeśli chodzi o sam przepis na mocy, którego daje się te bolesne
podwyżki... to spróbuję zgadnąć jakiż to genialny plan kryła głowa,
u której natchnienie zasiało tak niesamowite ziarno, zmieniające
oblicze naszego wspaniałego, słowiańskiego ludu, od wieków lubiącego
procenty i promile!
Troszeczkę empatii!
Może owe towarzystwo mów-mi-jeszcze-czego-nie-mogę-zrobić było
przerażone poziomem alkoholizmu? Chyba nie, bo, znając bezwzględność
towarzyszy, zapanowałaby totalna prohibicja, a taki numer w tym
kraju nigdy nie przejdzie! Mamy więc zakaz spożywania alkoholu w
miejscach publicznych.
W takim razie może chcieli wysłać alkoholizm w zakamarki, żeby
chociaż nie było go widać? Fatalnie towarzysze! Zostawcie biurko,
dietę, głos, mandat i gonić ten pragmatyzm! Nie dość, że mamy na
każdej masowej imprezie reklamy browarów, to jeszcze mamy od
niedawna pijanych wojewodów (wszak przykład idzie z góry!),
porozrzucane puszki (zresztą z zamkniętą można stać w centrum i
machać władzy na powitanie), mamy menelstwo, które jak było tak i
jest: obok sklepów, przed szkolną bramą, na chodnikach (cały czas
dla nich za wąskich). Gdyby to „prawo” było do wyegzekwowania to ci
ludzie powinni już dawno zbankrutować. A tak ubożeją, już i bez tego
biedni, studenci i młodzi, którzy na świeżym powietrzu mieli ochotę
uraczyć się rozsądną ilością.
To może agresja młodych-gniewnych w takim razie? Znowu pudło
towarzysze! Nie machajcie mi tutaj wykresami, nie mówcie, że spadł
odsetek pobić itp., bo w ciemno obstawiam, że wzrósł w barach,
pubach i „wyznaczonych do tego miejscach”. Tym sposobem właśnie
ludzie, którzy mieli ochotę wypić w barze muszą znosić ludzi, którzy
nie mieli ochoty ryzykować podwyżki na zewnątrz (a są conajmniej
nadpobudliwi), a ludzie, którzy mieli ochotę pooddychać Polską muszą
się dodatkowo stresować.
Ta pseudorządząca banda ma chyba tylko jeden, wyuczony już dobrze i
sprawdzony, sposób – nie likwidować tego co złe, tylko to ukrywać.
Pozostaje mi pogratulować pomysłu tym dietetykom bez wyobraźni.
Zresztą czemu tu się dziwić... w końcu „Ordnung muss sein!”.
PW vel Don Kichot
|