Dlaczego Walenty ?

 

Dni krótkie, szare i nie uświadczysz nie tylko prawdziwych kwiatów polnych czy ogrodowych, ale nawet zwykłej trawy na której możnaby usiąść, ani liści do powróżenia i jakie to święto zakochanych w środku zimy?
Kwitnie, owszem, ale komercja, której nikt się w ten dzień nie sprzeciwia i kupuje byle kicz, bo tak trzeba. Jedyne logiczne wytłumaczenie obchodzenia święta zakochanych w lutym każe domniemać, że wywodzi się ono od starorzymskich Luperkalii – świąt ku czci Fauna – bóstwa lasów i opiekuna pasterzy, przypadających w lutym. Były to święta oczyszczenia i płodności, a kapłani Fauna, tzw. Luperci (przydomek Fauna to Lupercus) odziani tylko w skóry świeżo zabitego kozła ofiarnego obiegali wzgórze palatyńskie i wybierali sobie panny( najczęściej przez wróżby lub losowanie) do wesołej zabawy.

Dzień 14 lutego był wigilią Luperkalii, a że w tym dniu w kalendarzu nowożytnym przypada św. Walentego, ustanowiono go patronem zakochanych, a stało się to w XIV wieku. Nie wiadomo jednak, który ze św. Walentych jest tym właściwym, bo na przestrzeni wieków było ich conajmniej czterech. Wszyscy byli męczennikami, ale żaden z nich nie był nigdy zakochany. Aby to jakoś uzasadnić, stworzono kilka legend. Jedna z nich opowiada o biskupie z Nahars, który udzielił ślubu beznadziejnie chorej Sarpii i Sabino. On chciał umrzeć razem z nią i prosił biskupa by wymodlił śmierć również dla niego. Bóg wysłuchał modlitw biskupa i kochankowie umarli razem, trzymając się za ręce.
 

Według innej legendy cesarz Klaudiusz II, kiedy imperium potrzebowało jak najwięcej żołnierzy, zabronił udzielania ślubów. Jednak biskup Walenty, nie bacząc na konsekwencje, udzielał ich potajemnie. Jest też legenda o uwięzionym za szerzenie nauki chrześcijańskiej biskupie Walentym, który przywrócił wzrok córce dozorcy więziennego, a gdy 14 lutego prowadzono go na ścięcie, wysłał uratowanej dziewczynie kartkę podpisaną „od Twojego Walentego”. Tak zrodziła się walentynkowa tradycja wysyłania kartek.

Nie wszędzie jednak tradycja była taka sama. W Niemczech św. Walenty był długo wyłącznie patronem epileptyków, a do Polski jego kult przywędrował z Niemiec w średniowieczu. Wizerunki świętego zawieszano nad łóżkami chorych na epilepsję, nazywaną też chorobą świętego Walentego, a postrzeganej przez całe wieki jako dzieło szatana i opętanie. Wierzenia ludowe upatrywały w opętaniu źródło zarówno epilepsji jak i miłości.
 

W Anglii od wieków dzień św. Walentego jest dniem zakochanych. Szekspir pisał w „Hamlecie”:

„Dzień dobry, dziś święty Walenty.

Dopiero co świtać zaczyna;

Młodzieniec snem leży ujęty,

A hoża doń puka dziewczyna”

                                    (przekład J. Paszkowskiego)
 

14 lutego w elżbietańskiej Anglii ulicami przeciągały korowody muzyków grających serenady pod oknami młodych panien, a chłopcy i dziewczęta przesyłali sobie czułe bileciki, często ukryte w owocach.
 

Z Anglii zwyczaj ten trafił do Ameryki, Kanady i Australii, a w ostatnich dziesięcioleciach także do innych krajów, obrastając coraz nowymi zwyczajami i pomysłami, które nasuwa między innymi rozwijająca się technika, no i handel.
 

Przy  tej okazji zastanawiam się, czy cokolwiek wspólnego z Walentynkami ma nasz poczciwy, polski diabeł Walenty, nazywany również Walkiem, o którym krążyły legendy, powiedzonka i przysłowia. Skoro padaczka czyli opętanie były na równi z miłością dziełem diabła, to może i nasz poczciwy Walek maczał w tym palce.

                                                    Romana Kaszczyc

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka