Sokoliki – moje ukochane...

 

Od wielu lat jakaś tajemnicza siła powoduje, że pokonuję czasem wiele tysięcy kilometrów po to, by stanąć u podnóża jakiejś wielkiej góry. Najczęściej jest tak, że jest to krótkie i jednorazowe spotkanie. Co prawda każde z nich pozostawia w mojej pamięci bagaż cudownych obrazów, emocji, doświadczeń, ale zawsze prędzej czy później zostaje ono zdominowane przez kolejny rodzący się projekt. Jest jednak miejsce w górach, które uważam za szczególne, miejsce do którego wracam każdego roku z tym samym entuzjazmem.
 

 

Góry Sokole zwane potocznie Sokolikami stanowią odgałęzienie głównego grzbietu Rudaw Janowickich, które są częścią Sudetów Zachodnich. W krajobrazie Sokolików wyróżniają się dwa zalesione wzgórza, malowniczo przyozdobione wyrastającymi z nich skałami. Otaczają je doliny rzeczne Bobru i Karpnickiego Potoku. Pierwszym wzgórzem od strony południa jest Krzyżna Góra (654 m), a od północnej Sokolik (642 m). Stanowią one charakterystyczny akcent w tej części Sudetów.
 

Nasze wizyty w Sokolikach mają najczęściej charakter weekendowy. Odległość z Barlinka około 320 km powoduje, że takie krótkie wyjazdy mają sens. Kilkanaście kilometrów przed Zieloną Górą skręcamy w kierunku małej wioski Karpniki. W wiosce zjeżdżamy na szutrową drogę i jedziemy nią kilka kilometrów kierując się na wyraźnie zauważalne dwa bliźniacze wzgórza – Sokolik i Krzyżna Góra. Droga kończy się małą polanką i to właśnie tu znajduje się nasza baza noclegowa, zwana potocznie taborem „Pod Krzywą”. Z szerokim uśmiechem przywita nas tutaj Sławek Ejsmont – opiekun tej zaczarowanej, położonej pośród wzgórz i lasów polanki. Dzięki staraniom Sławka tabor wyposażony jest w umywalki, toalety, a nawet prysznice z ciepłą wodą. Po wodę do picia i gotowania należy zejść jakieś 100 m do źródełka, co raczej nie stanowi uciążliwości,a nadaje fajnego traperskiego klimatu. Większość osób które tu zastaniemy to wspinacze, ale nie tylko. Jest to doskonałe miejsce na rodzinny wyjazd, z nastawieniem na aktywne spędzenie czasu.

 

 

Oczekując ciszy, spokoju i przyjaznej atmosfery trafiliśmy we właściwe miejsce. Można u Sławka wypożyczyć rowery i fantastycznie pojeździć po okolicy odwiedzając na przykład ruiny zamku na wzgórzu Bolczów, czy przejechać przez malowniczą Przełęcz Karpnicką. Można po prostu spacerować , zbierając grzyby, ale oczywiście można też się świetnie powspinać. Skałki rozsiane po Sokoliku oferują drogi o trudnościach mogących zadowolić początkujących, jak i zaawansowanych wpinaczy. Po około półgodzinnym podejściu dosyć stromym leśnym stokiem, docieramy na szczyt wzgórza – pod Sokolik. Szczyt ten jest doskonałym miejscem widokowym – rozpościera się z niego panorama Rudaw Janowickich, Karkonoszy z idealnie widoczną Śnieżka, Kotliny Jeleniogórskiej, Gór Kaczawskich. Z tego powodu jeszcze w ubiegłym stuleciu (1885) wierzchołek został udostępniony turystom przez wybudowanie 72 kamiennych i drewnianych schodów z platformą widokową. My ze schodów, zazwyczaj, nie korzystamy, natomiast używamy wielu poprowadzonych tam dróg wspinaczkowych, których pierwsze przejścia sprzed wielu lat należą do prawdziwych legend polskiego alpinizmu. To tu wspinała się nasza Wanda Rutkiewicz, Jurek Kukuczka czy Wojtek Kurtyka, by później święcić triumfy w górach wysokich.

 


Zazwyczaj cały dzień spędzamy u góry pod skałami. Atmosfera o dziwo ma charakter nie tylko sportowy, ale również relaksacyjny; spokój tego miejsca udziela się wszystkim. Wyjątkiem są chwile w których komuś uda się poprowadzić „drogę życia”. W przerwach między wspinaniem, leżąc na jakimś bloku skalnym, będąc otoczonym niczym nie złamaną harmonią można odnieść wrażenie, że fajnie jest tu po prostu być, że wspinanie jest miłym dodatkiem do tego „bycia”. Jeszcze jedno, dwie wspinaczki i spacerem przenosimy się pod inną skałę. Ktoś wyciąga palnik gazowy, proponuje kawę na wzmocnienie, ktoś inny dorzuca ciastka i powoli powraca energia i ożywienie. Ktoś przywiązuje linę do uprzęży, wpina pierwszy przelot... Tak mija tu dzień i gdy słońce zaczyna zachodzić zmęczeni schodzimy na tabor. Przede wszystkim mycie, później już gotowanko, bo w brzuchach burczy jak diabli. Ci, którzy zeszli wcześniej siedzą zadowoleni popijając pierwsze piwko. Ci, którzy zeszli jeszcze wcześniej i wypili pierwsze już wypili znoszą drewno na ognisko... a przy ognisku różnie, bo trudy dnia dają się we znaki.


Sokoliki zaczarowały mnie z Dorotą i Aronem, Sławka Olejniczaka z Ewą i Natalią. Krzyśka Skolimowskiego i Marcina Piaseckiego oczarowały do tego stopnia, że w minionym sezonie poprowadzili tam ambitne wspinaczki.

Od blisko dziesięciu lat Barlinek podkreśla swoją obecność w tym „ukochanym miejscu w górach” i wierzę, że tak już będzie zawsze. Bardzo mnie to cieszy i wiem, że cieszy też ANDRZEJA.
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka