25 lecie Teatru Poezji

„Wiatrakowo”

Określenie „Wiatrakowo” przyjęło się w naturalny sposób i każdy wie, o co chodzi, chociaż nie wszyscy mieli okazję znaleźć się w tym szczególnym miejscu. Dlaczego szczególne? Bo ma niepowtarzalną atmosferę i tętni życiem. Na próby miejsca zbyt mało, chyba, że czytane, ale to miejsce gdzie rodzą się pomysły, często wśród gwaru i tłoku. Jest rekwizytornia, garderobą, magazynem, charakteryzatornią, podręczną biblioteką i miejscem pracy.

Tam od lat gromadzi się wszystko, co może się przydać, a więc wszystkie ubiory i nakrycia głowy, lalki, manekiny, wiklinowe kosze, wianki, walizki, papierowe kwiaty, stare skrzynie, zegary, a nawet różne plastikowe koszmarki. Na ścianach wiszą obrazy, dyplomy, pamiątki, a stoły zalegają miedzy innymi kroniki, listy, stosy scenariuszy. Pod stołami pudła z draperiami i strojami, które nie mieszczą się na wieszakach. Po każdym przedstawieniu słyszę Eli powiedzenie:, „ale sajgon!”. Potem trzeba ten sajgon uporządkować i wrócić do codziennego funkcjonowania, bo tutaj odbywają się spotkania, twórcze dyskusje, Saloniki Poetyckie i nie tylko. Zaprzyjaźniona ze sobą i związana emocjonalnie młodzież chętnie spotyka się w Wiatrakowie obchodząc osiemnastki, imieniny, Andrzejki, Walentynki czy wigilie. Garną się do tego miejsca. To porozumienie, więź i przyjaźń procentują w spektaklach, w które bardzo się angażują a wszelkie „wpadki” są wiadome tylko im. Tak rodzą się wspomnienia i anegdoty.

Adam Kuczyński, który tworzył w spektaklach „Wiatraka” niezapomniane kreacje, mieszaka teraz w Warszawie. Tęskni za Barlinkiem i atmosferą wiatrakowych spotkań. Wspomina w liście:

„(...) Pamiętam jedno zabawne zdarzenie. Jechaliśmy do Świdwina, nie, chyba jednak do Wałcza, tak na pewno Wałcza, na wojewódzką PAR(ę). Mieliśmy grać sztukę „Pisi” albo „PISI” (do tej pory nie wiem, co ten tytuł znaczył, a może już nie pamiętam...) Ja grałem tam sędziego, niezłego łachudrę i dziwkarza. Występowałem ubrany oficjalnie w marynarkę, spodnie i prochowiec. Marynarka i spodnie były moje, ale wisiały w Wiatrakowie, abym nie musiał się wiecznie z tym ciągać.

Przed wyjazdem (mieliśmy zamówiony autobus) chwyciłem za wieszaki (ubranie było obleczone folią) i powiesiłem w autobusie. Na miejscu okazało się, że brakuje...spodni! Ja miałem na sobie bodajże dżinsy albo sztruksy, jakieś jasne, a ubranie do sztuki było czarne, więc moje bieżące spodnie odpadały. I tu pojawił się problem! Skąd wziąć czarne garniturowe spodnie? Nikt takowych nie miał.

W momencie przebierania się zauważyłem, że Mareczek ma na sobie luźne bokserki. Zapytałem, czy by mi ich nie pożyczył. Zgodził się bez problemu. Pomyślałem, że skoro gram sędziego łajdaka, a wychodzę na scenę dosyć niespodziewanie, postanowiłem zainscenizować to tak, jakbym wpadł prosto z łóżka kochanki i dopiero przed publicznością zorientowałem się, że nie mam spodni, robiąc zaskoczona i głupia minę i zasłaniając to płaszczem.

Mareczek grał w spodniach bez bielizny, ja bez spodni w jego bieliźnie, ale w rezultacie okazało się, że pomysł był całkiem dobry i postanowiliśmy wykorzystać go przy następnej okazji, tym bardziej, że spodnie już się nigdy nie znalazły...

Wspominam to z uśmiechem i radością w duszy. (...)”

                                                                              Adam
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka