MOJA BABCIA
Niedawno, 21 stycznia, obchodzony był
Dzień Babci. Będąc od kilkunastu lat babcią, zawsze w tym dniu
otrzymuję od wnucząt życzenia – osobiście od tych mieszkających w
Barlinku i telefoniczne od zamieszkałych w innym mieście. Spędzam
miło czas na rozmowach, wspomnieniach i oglądaniu zdjęć przy
ulubionych smakołykach.
Im jestem starsza, a tych latek już
trochę przeżyłam mając najstarszą wnuczkę w maturalnej klasie, coraz
częściej sięgam myślami do swojego dzieciństwa i lat młodzieńczych.
Wspominam też moją Babcię – matkę mojego ojca, która zmarła jak
miałam 19 lat. Byłam wtedy za młoda, żeby zastanawiać się, rozumieć
i podziwiać ją za jej pracowitość, obowiązkowość, zaradność i nie
rozczulanie się nad sobą. Nie pamiętam żeby kiedyś popłakiwała i
narzekała. Nie chorowała też nigdy. Dopiero na kilka dni przed
śmiercią położyła się do łóżka. Zmarła jak miała 83 lata.
Urodziła i wychowała ośmioro dzieci –
sześciu synów i dwie córki – oczywiście razem z dziadkiem, który
musiał tę cała gromadkę utrzymać. Było im ciężko i ciasno w małym
mieszkaniu bez żądnych wygód, ale w tym miasteczku dużo ludzi tak
żyło (z wyjątkiem nielicznych przedsiębiorców i ludzi wolnych
zawodów) i nikt nie narzekał uważając to za normę. Wodę nosiło się w
wiaderkach ze studni z wałem karbowym a nieczystości wylewało do
rynsztoków. Może ktoś pamięta rynsztoki malowane na biało wapnem,
obowiązkowo przed niedzielami i świętami.
Wapno było środkiem odkażającym i
upiększającym.
Czy ktoś teraz może sobie wyobrazić
życie bez światła elektrycznego, bieżącej wody, łazienki, pralki i
to przy takiej ilości dzieci ? A moja babcia umiała i nigdy nie
chorowała, bo nie miała na to czasu. Dnia Babci też nie obchodziła,
bo takowego wówczas nikt nie ustanowił. Nie wiem czy widzi mnie tam
z góry, gdy piszę o niej, może nie jest zadowolona, a może się
cieszy, że wnuczka po tylu latach o niej pamięta i ją docenia?
Owdowiała kiedy wszystkie dzieci
pozakładały już swoje rodziny. Pogrzeb dziadka pamiętam jak przez
mgłę. Od tamtej pory mieszkała sama, ale zawsze była gotowa pomagać
synowym i córkom.
Po wojnie moi rodzice zamieszkali w
innym mieście oddalonym o 28 km. Babcia, która nie mogła żyć bez
pracy, odwiedzała nas, co najmniej raz w miesiącu, aby pomóc mojej
pracującej mamie zrobić pranie. Na tę czynność przeznaczało się 2
dni. Woda była grzana w kotłach na kuchni węglowej. Namoczoną
wcześniej bieliznę – osobno białą i osobno kolorową prało się w
balii na tarze, wykręcało ręcznie lub przez wyżymaczkę przykręconą
do balii. Balia była z klepek drewnianych spiętych obręczami, w dnie
miała otwór spustowy zatykany korkiem.
Po latach, moja mama, tę drewnianą balię
zamieniła na blaszaną ocynkowaną, której nie pozwoliłam wyrzucić i
mam ją na pamiątkę. Tarę też.
Babcię pamiętam jak cały dzień stała
przy balii i prała, krochmaliła dodając niebieskiej farbki
(ultramaryny) a przedtem gotowała białe w kotle.
Pamiętam jej wymoczone w mydlinach ręce,
białe z pomarszczonymi opuszkami palców i jestem dumna, że była moją
Babcią.
Wnuczka Wanda
Z OKAZJI ICH ŚWIĘTA PRAGNEMY ZŁOŻYĆ
WSZYSTKIM BABCIOM I DZIADKOM NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA: ZDROWIA,
SZCZĘŚCIA , POCIECHY I POMOCY OD WNUCZĄT.
Redakcja EB
|