ZEZEM
Za
nami koniec wyjątkowo długiej i nie do końca etycznej kampanii
wyborczej. Mamy nowy Parlament i nowego Prezydenta RP wybranego
dopiero w drugiej turze. W październiku obywatele musieli dwukrotnie
udać się do urn wyborczych, by oddać głos na swojego kandydata
pretendującego na najwyższy Urząd Państwa. Ledwie połowa z nas
uznała wagę tego obowiązku i spełniła obywatelską posługę. Reszta z
nas być może nie znalazła odpowiedniego kandydata, a być może z
przekory postanowiła zostać w domu.
Znaleźli się jeszcze i tacy, którzy ponownie postanowili sprawdzić
sumienność członków Obwodowych Komisji Wyborczych. W konsekwencji
tego do redakcji EB trafiły karty wyborcze z trzech Komisji. Wśród
nich pojawiła się ponownie karta z O.K. nr 7. Pisałam o tym w
poprzednim numerze EB. Wzbudziło to spore oburzenie przewodniczącego
tejże Komisji, który zarzucił mi obrażenie Komisji i „potwierdzenie
fałszerstwa” tłumacząc, że nie stwierdzono żadnego przypadku
wyniesienia kart „białych”, o czym świadczyć może ta sama ilość
podpisów na listach wyborczych i kart wyjętych z urny.
Otóż
Szanowny Panie Przewodniczący pisząc o tym przypadku - skądinąd
słusznie – daleka byłam od oskarżenia członków Komisji o fałszerstwo
wyborcze, natomiast chciałam zwrócić uwagę na bardziej rzetelne
pilnowanie wyborców wrzucających karty do urny i być może większe
skupienie podczas samej procedury liczenia głosów. W odpowiedzi,
pragnę również zapewnić Pana o mojej kompetencji i znajomości
ordynacji wyborczej, bo podobnie jak Pan byłam członkiem Obwodowej
Komisji Wyborczej nr 2 (SP przy ul. Jeziornej).
Nie
mniej dziwi fakt posiadania przeze mnie niewykazanych kart
wyborczych, do obejrzenia których serdecznie zapraszam do Redakcji
EB. Dodać pragnę także, iż mój informator nie miał żadnych urojeń
oraz większych problemów z wyniesieniem karty. Mało tego... W
Wyborach Parlamentarnych wspomniany „kolekcjoner” zadowolił się
tylko zabraniem karty wyborczej, natomiast w Wyborach Prezydenckich
zabawił się w zamianę kart...
I tu
już wyjaśniam bliżej... Grupa młodych ludzi uprawnionych do
głosowania z poszczególnych OKW zabrała po jednej (lub więcej)
karcie, a następnie wrzuciła owa kartę do urny innej Komisji.
I tu
rodzi się nowy problem... Czy wszystkie Komisje sprawdzały pieczątki
swoich obwodów? W problem ten nie będę się jednak zagłębiać...
Przewodniczący obwodu nr 7 stwierdził, że skoro dwie karty zostały
wyniesione a komisja ich nie uwzględniła w protokole, to członkowie
komisji musieliby dopisać dwa głosy na rzecz jednej z partii, a tym
samym dokonać fałszerstwa wyborczego.
Nie
mnie oceniać, na kogo miałaby komisja rzekomo zagłosować, aby
uzupełnić brakujące głosy – przypomnę nie była to moja opinia, a
jedynie Pańskie słowa. Wystarczy bowiem, że popełniono błąd i źle
zliczono podpisy na listach poszczególnych ulic, aby bilans wyszedł
na zero.
I po
co zaraz te niesłuszne oskarżenia...?
M.P.
|