Barlineckie Impresje

W naszym na ogół szarym życiu zdarzają się chwile, że poddając się euforycznemu nastrojowi chcielibyśmy objąć i uścisnąć cały świat. Są też chwile zwątpienia, rezygnacji, utraty wiary w sens naszego działania, gdy trafiamy w próżnię i brak zrozumienia. W dobry nastrój wprowadzają mnie mili, szczerzy ludzie, urocze miejsca, niecodzienne zdarzenia. Balsamem na wszystkie moje bolączki i stresy są kontakty z ciekawymi ludźmi, oderwanie się od codziennych, rutynowych zajęć, nowe otoczenie, nowe „opisywanie" rzeczywistości, które później odczytuję w swoich pracach.

Każde miejsce, każde zdarzenie pozostawia w nas wyraźny ślad i tylko twórczość daje możliwość podzielenia się z drugim człowiekiem emocjami.

Tu składam serdeczne podziękowania wszystkim organizatorom Pleneru Ceramicznego w Barlinku za to, że zaproszono mnie do udziału w tej znanej już imprezie, że znów mogłam doświadczyć czegoś nowego, poznać ciekawych ludzi, skonfrontować możliwości twórcze. Niewielka, bez okien pracownia piwniczna, tłum uczestników, ciasnota, ale ile entuzjazmu, natchnienia i.... praca, praca. Przez wiele godzin w dzień i w nocy ludzie zachłannie lepią swoje dzieła. Totalny amok. Trzeba jednak znaleźć czas na zwiedzenie miasteczka, poznanie ciekawych miejsc i ludzi.

Barlinek był dotąd dla mnie małą miejscowością z przepiękną Gęsiarką na zwieńczeniu fontanny i... Romaną Kaszczyc - moją koleżanką po fachu. Dla Barlinka Roma była, jest i zostanie na zawsze wspaniałą wizytówką, wielką osobowością - artystką wszechstronnie uzdolnioną i... właściwie nie docenioną. Gdyby tak Ona /Roma/ mogła decydować w sprawach estetycznych i artystycznych miasta, realizować swoje nieprzeciętne wizje, likwidować wszelką brzydotę. Ale to tylko moje marzenia.

Chciałabym zamknąć oczy i nic widzieć na barlineckim skwerku otoczonym uroczymi kamieniczkami przytłaczającego monumentu z „tamtego" okresu. Ustawiony (czyli ufundowany społeczeństwu) w czasach zabetonowywania Polski symbolami szlaku Walki i Męczeństwa ma typowy, toporny kształt „tamtej" ideologii. Sprawia wrażenie ogromnego wyrzutu sumienia i jest przede wszystkim wielkim dysonansem dla otoczenia. Wśród romantycznej zieleni jawi się jak wielki potwór i przyprawia wrażliwych ludzi o trwożliwe bicie serca.

Wolałabym też zapomnieć o marmurowym popiersiu Wielkiego Szachisty /stojącym przy Muzeum Barlineckim/, który na pewno nie mógłby zaakceptować swojego zdeformowanego wizerunku. Takiego „dzieła" nie mógł „popełnić" żaden profesjonalny rzeźbiarz. Na szczęście Barlinek może zaprezentować się od wielu innych korzystnych stron. Pięknie wysprzątane miasto, odrestaurowane kamieniczki, uporządkowane nabrzeże jeziora. Pływające łabędzie, malowniczy pomost i przybrzeżne uliczki - atrybuty natchnień wielu artystów, którzy chętnie przyjeżdżają do Barlinka. Zostawiają tu liczne ślady swojej działalności, szczególnie rzeźby wkomponowane w urbanistykę miasta. Chwała gospodarzom miasta, którzy z wielkim wyczuciem wykorzystali naturalny pejzaż wzbogacając go artystycznymi uzupełnieniami.

W Barlinku trzeba też koniecznie poznać kilka osób, które trochę nie pasują do obecnej rzeczywistości. Nie włączają się do „wyścigu szczurów", nie są pseudosponsorami, lecz ludźmi, którzy naprawdę działają bezinteresownie. Wśród ciasnej zabudowy przyrynkowych kamieniczek natrafiłam na zakład fotograficzny Pana Andrzeja Ligenzy, którego wcześniej poznałam na wernisażu mojej wystawy w Muzeum Barlineckim.

Pan Andrzej bardzo zajęty przyjął mnie serdecznie i bez, zniecierpliwienia pokazał na ekranie komputera mnóstwo zdjęć z mojej uroczystości. Jakież było moje zaskoczenie, gdy po przegraniu na płytę wszystkich interesujących mnie zdjęć, po prostu mi je podarował. Najbardziej jednak zdziwiła mnie i ucieszyła dedykacja Pana Ligenzy: „ z podziękowaniem za wystawę prac, które pokazałam ludziom Barlinka i za to, że moje rzeźby bardzo się wszystkim podobały tylko szkoda, że prezentowano je tak krótko".

Serdecznie dziękuję Panu Ligenzie za dokumentację fotograficzną, a przede wszystkim za te miłe słowa uznania. Byłabym jednak bardzo dumna, wierząc, że Pan Andrzej składał mi podziękowanie w imieniu mieszkańców Barlinka.

Jest mi rzeczywiście niezmiernie przykro, że moje prace wyeksmitowano z Muzeum po 14 dniach i niewiele osób mogło je obejrzeć. Wiele mojej pracy włożonej w przygotowanie tej wystawy poszło na marne. Jest to tym bardziej przykre, że chcemy ofiarować ludziom to co mamy najcenniejsze bez żadnych rekompensat finansowych, bez honorariów.

Kultura i sztuka nie mają jednak szans przeważenia szali spraw politycznych. A szkoda. Pomimo moich kilku rozczarowań chętnie i z radością będę wracać myślami do miasta Barlinka i ludzi, których tam poznałam. Na dnie serca zawsze pozostają te najmilsze wspomnienia wzbogacone legendami, które stworzyła Romana z miłości do swojego miasta.

Zofia Bilińska
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka