Piekarnia z tradycjami

Miałam ogromna przyjemność spotkać się i porozmawiać z człowiekiem, który już od pokoleń prowadzi firmę rzemieślniczą wypiekającą pieczywo. Jestem bardzo zachwycona tą osobowością, ponieważ oprócz trudności dnia codziennego, z jakimi świetnie sobie radzi, sponsoruje wiele imprez dla dzieci organizowanych przez Stowarzyszenia Wiejskie. Zawsze pomaga tym, którzy tego najbardziej potrzebują. W dzisiejszych czasach to wielka zaleta, kiedy ktoś bezinteresownie potrafi się dzielić.

Z Andrzejem Szramem rozmawia Anetta Staniewska.

A.S. - Kiedy powstała firma i skąd wziął się pomysł?

A.Sz. - W roku 1975 przejąłem po starszym już rzemieślniku piekarnię przy ul. Niepodległości. Wraz z żoną i córką Sylwią przeprowadziliśmy się do Barlinka i zaczęliśmy wspólnie prowadzić ten interes. Początki jak zwykle były trudne. Pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, co nie pozwalało nam na normalny tryb życia. Satysfakcją było to, że sprzedawaliśmy coraz więcej naszych wyrobów, a co za tym idzie nasz standard życia się poprawiał.

A.S. - Na początek potrzebne były spore środki na rozpoczęcie takiej działalności. Jak rozwiązaliście ten problem?

A.Sz. - W tamtych latach nie było tak szerokiej oferty kredytowej, więc potrzebne na działalność środki pochodziły od najbliższej rodziny i znajomych. Zapożyczyliśmy się na dość dużą kwotę, ale ponieważ pochodzę z rodziny, która od pokoleń prowadzi zakłady rzemieślnicze tej branży, wiedziałem, co robię. Warunkiem powodzenia było jedynie to, aby solidnie i ciężko pracować.

A.S. - Jak w każdej branży, zakłady są modernizowane i przystosowywane do różnych wymogów. Proszę powiedzieć, jakie w pańskiej firmie nastąpiły zmiany z tego tytułu?

A.Sz. - W roku 1995 nabyłem nieczynną piekarnię od PSS. Był to zdecydowanie większy lokal i przystosowany pod produkcję piekarniczą. Jako jeden z pierwszych w okolicy zakupiłem piece opalane gazem, co bardzo ułatwiło prace piekarzom. Piece są ekologiczne, więc nie zatruwają powietrza. Z chwilą, kiedy mówiło się o tym, że Polska będzie kandydować do Unii Europejskiej, podjęliśmy szybką decyzję o rozbudowie zakładu. Dobudowaliśmy, więc 150 m2 powierzchni, która pozwoliła nam spełnić warunki unijne i ułatwiła pracę.

A.S. - Jakie było zatrudnienie w latach ubiegłych, a jak wygląda to teraz?

A.Sz. - Czasy są trudne, co odbija się na zatrudnieniu. Były lata, kiedy pracowało kilkunastu pracowników, lecz z biegiem czasu zatrudnienie zmalało i obecnie pozostaje na tym samym poziomie. Wiąże się to z modernizacja, a w szczególności z wejściem na nasz rynek bardzo wielu nowych podmiotów. W dużej części są to dostawcy z bardzo odległych części kraju, które nie zawsze stawiają na jakość, lecz na ilość sprzedanych wyrobów.

A.S. - Jakie trudności są związane z prowadzeniem takiej działalności?

A.Sz. - Jak w każdej firnie są lepsze i gorsze czasy. Jak już wspomniałem, jest bardzo wielu dostawców, którzy oferują pieczywo po cenach zaniżonych. Nam producentom nie uda się nigdy oferować pieczywa po tak niskiej cenie, ponieważ chcąc pracować uczciwie i wywiązywać się z całego szeregu opłat, jest to niemożliwe. W tej branży już od dawna zaczęła się walka o przejęcie rynku przez grupy osób, które nie mają żadnych tradycji, powołania i umiejętności. Mają natomiast duże pieniądze i poprzez przejmowanie gruntów uprawnych, magazynów zbożowych, zakładów młynarskich, a ostatnio dużych piekarni, próbując w przyszłości dyktować ceny. Trzeba przyznać, że gotowy wyrób w postaci chleba to proces, który trwa kilkanaście miesięcy zaczynając od pracy rolnika, poprzez młynarza i wreszcie kończąc na piekarzu. Duże firmy, które produkują pieczywo na dużą skalę robią to maszynowo dodając przy tym środki chemiczne, bez których nie miałoby ono, ani wyglądu, ani smaku, nie wspominając już o wartościach odżywczych. Piekarnia, którą prowadzę produkuje chleb na naturalnych kwasach, co wymaga dużych umiejętności od piekarzy, a sam proces trwa kilkanaście godzin, a niejednokrotnie mała pomyłka może przynieść niepowodzenie. Dlatego też coraz więcej producentów stosuje gotowe koncentraty, które nie powodują ryzyka zepsucia produkcji, ale za to chleb jest nafaszerowany chemią i choć wygląda zachęcająco pozostawia wiele do życzenia. Przykładem są nasi zachodni sąsiedzi, którzy przekonali się, że pieczywo jednodniowe z fabryki (duże produkcje – markety) jest gorsze, choć tańsze od pieczywa z małej piekarni, gdyż pieczywo produkowane w mniejszych ilościach obrabiane jest ręcznie, chleb jest jakby wygłaskany i każdy z osobna doglądany.

A.S. - Ile lat Wasza firma istnieje na rynku?

A.Sz. - W tym roku będzie 30-ta rocznica naszej działalności. Od wielu lat mamy stałą liczbę odbiorców na rynku lokalnym i gorzowskim. Staramy się handlować wyłącznie z polskimi handlowcami, bo to oni dają pracę i płacą podatki.

A.S. - Jak wygląda sytuacja z dostawa pieczywa do okolicznych wsi i miast w okresie zimowym, kiedy to wiele dróg jest po prostu nie przejezdnych?

A.Sz. - Aura zimowa bardzo często odcina małe miejscowości od świata i wtedy staramy się stanąć na wysokości zadania. Często przy pomocy ciągnika lub saniami ciągnionymi przez konie docieramy ze świeżym pieczywem do zasypanych śniegiem wiosek.

A.S. - Jakie są Pańskie zainteresowania i hobby?

A.Sz. - Nie tylko samą praca człowiek żyje. Dlatego też bardzo dużo czasu poświęcam sportowi motorowemu. Jestem opiekunem i menedżerem swojego siostrzeńca Daniela Pytla, który jest juniorem w Zielonogórskim Klubie Żużlowym. Pochłania mi to bardzo dużo czasu, ale nagrodą jest ogromna satysfakcja z tego, że Daniel robi ciągle postępy. W niespełna rok po uzyskaniu licencji zanotował już swoje dwa występy w ekstra lidze, gdzie zdobył swoje pierwsze punkty. Największym jego sukcesem jak do tej pory jest wygrany turniej Zachodniej Ligi Młodzieżowej o bardzo mocnej obsadzie. Ale o tym niech on może sam kiedyś opowie.

A.S. - Jak postrzega pan nasz miejscowy biznes?

A.Sz. - Jestem pełen uznania dla tych, którzy ciężko pracują, na co dzień i dają pracę innym. Niektórzy przeszli różne, nieraz bardzo ciężkie chwile w swojej działalności, ale przez to nabyli pokory. Spotykam nieraz tzw. młodych wilków, którzy w nowej rzeczywistości prowadza interesy. Widać u nich pychę i butę. Nie wiedzą jeszcze, że fortuna kołem się toczy, a normalność jest wielka cnotą. Dziwne jest to, że niektórzy przedsiębiorcy boja się wypaść z obiegu i często zmęczeni, niekiedy z bólem głowy „muszą” pokazywać się na spotkaniach towarzyskich, czy na korcie.

A.S. - Co chciałby Pan powiedzieć na koniec czytelnikom?

A.Sz. - Chciałbym życzyć wszystkim rzemieślnikom jak i sobie, aby nasza ciężka praca została doceniona przez naszych klientów i handlowców. Aby ci drudzy zaopatrywali się w wyroby naszego lokalnego rynku. Chciałbym również, aby warunki do prowadzenia działalności rzemieślniczej były w naszym kraju bardziej przyjazne. Pozdrawiam wszystkich Czytelników „Echa Barlinka”.

Anetta Staniewska

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka