Pokonanie mojej przeszłości!
Ojczyzna – wielkie i dumne słowo.
Każdą noc, moje sny przenosiły mnie
tęsknie do Barlineckich lasów.
I stało się, w końcu lat 60-tych mogłam
Je znowu zobaczyć i nie mogłam po prostu zahamować łez.
Wtedy, kiedy sapiący pociąg przywiózł
mnie do miasteczka
Serce moje zamarło i ścisnęło się.
Bo wtedy, kiedy było już widać pierwsze
oznaki miasta, dotarła do mnie straszna prawda:
W tym miasteczku, leżącym tam w dolinie,
takim ufnym, rodzinnym i miłym,
tam nikt mnie z miłością nie oczekuje,
nigdy nie będę „w domu” .
Nikt z rodziny nie oczekuje na mnie i
mnie w ramiona nie weźmie.
Jestem sama i nie muszę się swoich łez
wstydzić.
Pociąg się zatrzymał.
Oczy nic nie widziały
Ale jednak, to były te ulice, te miejsca
na których jako dziecko się bawiłam.
Tam jest rynek z moim domem rodzinnym,
mama stojąca w sklepie i ja, machająca
do niej
Ale Ona nie wychodzi, to był tylko
piękny sen, który śniłam z otwartymi oczami.
Wszystko było jednak inaczej niż
oczekiwałam,
Niektóre polskie rodziny przyjęły mnie
jak swoją.
Tutaj znalazłam zrozumienie dla swoich
obaw i nauczyłam się Polski z innej perspektywy.
I po raz pierwszy od wojny, mogłam z
czystym sumieniem, Polaków nazwać przyjaciółmi.
Wszystko zaczęło się dzięki mojej
przyjaciółce Inge Pawlikowskiej i jej rodzinie,
Potem dołączyły inne rodziny.
Niektórych spraw nie mogłam i nie
chciałam zrozumieć:
dlaczego – my musieliśmy nasze piękne,
ukochane strony rodzinne opuścić?
Dlaczego – te słowo było dla mnie
utrapieniem, stawiając każdą rozsądną odpowiedź pod znakiem
zapytania.
Dlaczego – pytało tak wielu Polaków
wyrzuconych ze swoich domów rodzinnych.
Ale i Oni nie uzyskali żadnej
odpowiedzi,
Żaden polityk Im i nam nic nie
odpowiedział.
Dla wszystkich jednak, dla nas i dla
Nich, był nowy początek,
Był on straszny i okropnie ciężki
Brakowało wszystkiego, nawet oczy nie
miały już łez.
Często ostatnimi siłami zdobywaliśmy
kawałek chleba i miejsce do spania dla rodziny.
Wielu naszych bliskich znalazło
przedwczesną śmierć.
Jednak minione lata i miniony czas
zabliźnił największe rany i wszyscy wygnani ze swojej ojczyzny
znaleźli swój Nowy dom, swoje Nowe
miejsce.
Zadziwiające, człowiek jest „w domu” tam
gdzie jest z rodziną,
To jest tam, gdzie człowiek jest
szczęśliwy i zapomina wszystkie swoje troski!
W Barlinku są jednak nasze korzenie, tu
się urodziliśmy,
i z biegiem czasu wielu z pośród nas,
stwierdziło, że Barlinek nie jest dla nas jako ojczyzna stracony.
Tak jak zmieniło się miasto, tak też
zmienili się ludzie.
Polacy zostali w Barlinku i kochają go
tak samo jak my!
Jest tu znowu wiele szczęśliwych dzieci,
które szaleją w tych samych miejscach co my,
Jest wiele ośrodków edukacyjnych, dwa
razy więcej szkół,
Tam między innymi, uczy się przyjaźni do
sąsiadów,
co stało się dla nas jasne, po tak wielu
przyjaznych gestach.
Ojczyzna dla nas, to nie tylko te małe
miasto,
które ma dla nas tak wiele złych, ale
przede wszystkim dobrych wspomnień,
jezioro błyszczące jak w naszych
młodzieńczych latach, złotym słońcem
i plaża, zapraszająca nas do kąpieli.
Las szumiący swoją melodię, jak to już
robił od lat
I rynek z Gęsiarką przyciągającą nas
magicznie.
Miasto urosło i ludzie razem z nim,
Ci którzy najczęściej już w Nim się
urodzili,
Tak jak kiedyś my!
W ostatnich latach polski Barlinek znowu
rozkwitł,
dużo zostało wybudowane i przez to
zadbano aby Barlinek był pulsującym życiem, przyjaznym miastem.
Na rynku, za moich czasów, mój ojciec
piekł chleb, a mama go sprzedawała. Nie było biednie.
Teraz można w tym miejscu spokojnie
zjeść lody i nikt, dorosły czy dziecko nie zapomni Boratyna i
Brusilewicza.
Ten stary dom, który już ponad 100 lat
ma, stał się dla innych szczęśliwym miejscem, a my życzymy im z
całego serca, szczęścia i dużo radości w tym miejscu.
Ja, tak jak wcześniej w moim
dzieciństwie, na rynku znalazłam najlepszych przyjaciół i czuję się
z nimi całym sercem związana.
Kiedy teraz jadę do Barlinka, cieszę
się, że oczekują mnie tam przyjaciele, którzy dają mi poczucie tego,
że przyjeżdżam do domu.
W ten sposób zaspokoiłam swoją tęsknotę
za stronami rodzinnymi i życzę wszystkim aby mogli też to przeżyć.
Moim największym życzeniem jest, aby
wszyscy ludzie mogli żyć w przyjaźni.
Muszą oni tylko wyjść do siebie, podać
sobie rękę
Wtedy i oni znajdą przyjaciół w swojej
starej ojczyźnie.
Przyjaźń i wspólny szacunek jest przede
wszystkim w Barlinku w cenie.
Żyjmy po prostu dla naszych dzieci i
zamknijmy księgę ciężkich, powojennych czasów.
Wtedy ludzie będą żyli w pokoju i
szacunku do siebie, i znajdą w końcu zasłużony spokój!
60-ta rocznica naszego wygnania z
Barlinka poruszyła mnie bardzo i dlatego, że barliniacy są bardzo
ważni dla mnie, czuję się z nimi związana, napisałam te słowa aby
życzenia i uczucia przelać na papier.
Tak, jak myślę wielu ludzi, wierzę w to.
Mogę to powiedzieć szczególnie o mojej
rodzinie i moich starych barlineckich przyjaciołach.
My chodziliśmy do tej samej szkoły,
mieliśmy te same problemy i mniej więcej, ten sam los nas spotkał.
Bardzo często rozmawiamy o Barlinku i wszyscy chcemy rozwijać i
pogłębiać przyjaźń z barliniakami. Dzięki Dyrektorowi i Gronu
Pedagogicznemu naszego starego liceum, chcemy utrzymać i pogłębić
nasze wzajemne kontakty.
Liebetraut Studier
zd. Kubin rocznik 1930
Wcześniej mieszkaliśmy na Marktplatz,
obecnie Rynek 7
|