Za a nawet przeciw

Idę robić interes

Na zakopiańskim bazarze i w góralskich sklepikach z ciupagami dla ceprów oraz figurkami różnych trzeźwych gazdów, bo drewniany się nie uchla, pojawiły się też w handlowej ofercie całe zestawy drewnianych Janów Pawłów II przyczepionych do wystruganych w drewnie koni, podków końskich, pobożnych gaździn ze złożonymi do modlitwy rękoma i gazdów oraz fragmentów gór. Handel zawsze reaguje na aktualność potrzeb społecznych lub sam kreuje odpowiednie dla epoki potrzeby. Również handel tymi wszystkimi świętymi symbolami, które bez umiaru wystawiane są na sprzedaż. Tak że Matka Boska ma naklejkę z ceną 20 złotych, papież ze względu na doniosłość chwili aż 35, ale z możliwością utargowania na 25. Nawet dobre obyczaje zamieniane są na dochodowy interes. Teraz wszystko staje się interesem i kupczy się wszystkim począwszy od metropolii stołecznej, poprzez Pyzdry Dolne, Osinę czy Lutówko, nie wyłączając Barlinka. Do sprzedania są stare poglądy odmalowane na nowe, nowiutkie podróbki nieświeżych ideologii, socjalizm z nową metką, miłosierdzie dla biednych prostaków, którzy nie odróżniają przeterminowanej litości od dobrze ułożonej i elegancko prezentującej się obłudy. Wszystko da się sprzedać. Nie brakuje naiwnych, co to kupią, jeśli ich się zachęci korzystną promocją i obietnicą poprawy gorszego na lepsze. Po zejściu.

Kiedy ranne wstają zorze, radiowe „Sygnały dnia” nadają mi w ucho cięgle tę samą piosenkę o tym, jak tam, gdzie jest to kretowisko, będzie stał mój bank. Wyglądam przez okno i nawet ziewać mi się nie chce ze zdumienia, nie przeciągam się jak zazwyczaj, nie robię głupich min do lustra, lecz staję jak wryty i stoję. W moim ogródku przez noc urosło prawdziwe kretowisko. Autentyk. Jak ulał. Wczoraj go tam nie było. Dzisiaj jest. Zwyczajne, a jednak jakby dająca do myślenie przepowiednia. Niby nic, standardowa krecia robota, a wygląda na wróżbę. Coś mi się widzi, że zrobię interes. Zrobię bank w ogródku.

Ludzi interesu w Barlinku przybywa, więc co mi szkodzi dołączyć do rodziny? Nic. Gęba wprawdzie wizualnie nie pasuje mi do interesów, w lustrze widzę obwisły kapelusz stracha na wróble, a pod nim grzyba zmurszałego od intensywnego myślenia o tym, co mi się właśnie skończyło śnić pięć minut temu, ale w duszy za to jakiś interes mi gra się. Mam szansę. Niejeden wszak obywatel tego polskiego padołu pokut, biedy oraz bogactwa, skromności i pychy, chorych ambicji i korzystnych koligacji, modlitewnej wzniosłości i chytrych przekrętów, pielgrzymek i podkładania świń, jak ja wygląda na przepisowego kretyna, podczas gdy on, proszę bardzo – bankier w poważnych rankingach. Nie podchodź bez czeku na milion.

Coś muszę wymyślić. Myśli odkrywcze kłębią mi się pod kapeluszem. Myślę jak każdy rodak, któremu w duszy gra jakiś interes. Pomysł na bank na kretowisku. Na żywą, krecią gotówkę. Zrobię karierę choćby i na drewnianych figurkach, dajmy na to - burmistrza, rachmistrza, czy sprzedawcy obrazków właściwych ideologicznie postaci. Idę robić interes.

Słomka
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka