Iskrzenie z BTBS

Obawa, a nawet strach zmusza do działania. Obawa o własne mienie, dobytek przeradza się w strach o własne życie. Szczególnie wówczas, gdy napotyka się na brak jakiejkolwiek reakcji.

Górna 11, ot zwykła kamieniczka, w której mieszka kilka rodzin. Z zewnątrz wygląda zupełnie normalnie. I któż by pomyślał, że w murach tego budynku mieszkają ludzie, którzy nie mogą się doprosić u administratora, czyli Barlineckiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego, podstawowego remontu, bo stan aktualny zagraża ich bezpieczeństwu.

Na pierwszym piętrze obdrapanej z farby jak wielkie nieszczęście klatki schodowej, wisi sobie na ścianie pięć liczników elektrycznych. Podłoga na klatce jest drewniana, a spod stropów, z których odpada tynk, wystaje trzcina. To taki materiał, którym jeszcze Niemcy wypełniali masę stropową.

Na klatce jest czysto, lecz niestety mało schludnie. Po podłoga nie widziała remontu już od kilkudziesięciu co najmniej lat, a farba odpada razem z tynkiem. O czystość dbają lokatorzy, lecz remontem klatki powinien zająć się administrator.

Na domiar złego, akurat nad wiszącymi licznikami, na drugim piętrze, lokatorzy mają łazienkę. I już nieraz się zdarzyło, jak to w łazience, że woda się rozlała i przeciekając przez strop lała się ciurkiem na liczniki. Te z kolei iskrzą, niczym fajerwerki, bo i instalacja jest stara, aluminiowa na dodatek.

Lokatorzy już od wielu miesięcy interweniują w BTBS, prosząc o natychmiastowy remont i zabezpieczenie liczników. A że ten jest niezbędny, stwierdziła to fachowa firma Krzysztofa Rogozińskiego, który sporządził na tę okoliczność specjalny protokół, zalecając natychmiastową wymianę liczników. No i co? A no nic. Mało tego, listy pisane do BTBS przez lokatorów pozostają bez odpowiedzi. Telefony za każdym razem odbiera inny pracownik. A w lutym pracownik ponoć zajmujący się tą sprawą zachorował na grypę i nikt nie mógł kompetentnie sprawy załatwić.

Lokatorzy, którzy od lipca ubiegłego roku starają się wymóc na administratorze wykonania niezbędnego remontu dowiedzieli się także, że jeden z lokatorów, który jako jedyny ma wykupione mieszkanie w tym budynku na własność, nie chce partycypować w kosztach remontu. I że to niby on blokuje tok postępowania. Zapytaliśmy się więc tego lokatora, czy to prawda. Ten oburzony stwierdził, że to bzdura, sam jest zaniepokojony stanem technicznym całej instalacji w kamienicy. W swoim mieszkaniu wykonał już remont, założył instalację miedzianą i pokazał, jak jego żarówki migają. Znaczy się, że pod tynkami jest ciągłe i nieustające zwarcie. Lokator potwierdził jeszcze, że na swoim wyodrębnionym funduszu remontowym ma pieniądze i że nikt z administracji do tej pory nie zwracał się do niego z pytaniem o partycypowanie w kosztach remontu instalacji elektrycznej.

- Przecież tu chodzi także o bezpieczeństwo moje i mojej rodziny.

Na funduszu remontowym wspólnoty znajduje się obecnie ok. 600 zł, a koszt remontu instalacji opiewa na kwotę minimum 1500 zł. To w tej chwili stwarza podstawowy problem wykonania remontu. Czyli brak pieniędzy. A w dodatku brak było uchwały wspólnoty o wykonaniu remontu. Było, bo protokół z zebrania właścicieli jest już podpisany. A prawo jest takie, że jeżeli wszyscy właściciele nie podpiszą się pod protokołem, to BTBS nie mógł naruszyć funduszu remontowego.

Według informacji, jakie uzyskaliśmy w BTBS teraz sprawa już ruszy z kopyta. Wypisane już zostało zlecenie na wykonanie remontu instalacji. I bardzo dobrze, tylko dlaczego to tak długo trwało? Czy brak jednego podpisu jednego z właścicieli może zahamować tak istotny dla bezpieczeństwa lokatorów remont? Czyżby we wspólnocie coś zgrzytało?

I jeszcze jedna sprawa. Praw do własności tej nieruchomości domaga się żydowska gmina. Bo ponoć w tym miejscu przed wojną stała bożnica żydowska. Dlatego też nikt z lokatorów nie może kupić mieszkania na własność, oprócz jednego, który zdążył wykupić mieszkanie od gminy przed żądaniami żydowskiej gminy.

Krzysztof Kędzior
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka