Za a nawet przeciw
Najlepiej mieć granat w kieszeni
Zaraz
będą rocznicowe obchody. Dla jednych, używając języka niektórych
radykalnie usposobionych polityków, również z okazji tak zwanego
wyzwolenia Barlinka. Z okazji którego jest ulica 31 Stycznia. I
obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Z powodu czego ten pomnik
zbrodni nawiedzi prezydent Putin. Dla wielu dzisiejszych teoretyków
zdarzeń tamtych czasów to także cykl fatalnych rocznic haniebnego
przemarszu sowieckich okupantów z polskojęzycznym wojskiem u boku od
Lenino do Berlina, nad Łabę. Fatalny kierunek w złym towarzystwie.
Z PKWN i manifestem marionetkowego rządu.
Rok
60-lecia zakończenia wojny zakwitnie tu i gdzie indziej medalami za
różne zasługi. Przypuszczam, że głównie w walce ze zbrodniczą
komuną. Może słusznie. Ale żeby z nią nie walczyć, nie skazać się na
plagę PRL, komunistów i PZPR, tajne służby i tajnych agentów,
współpracowników, teczki i inne zarazy, to czy nie mogliśmy poczekać
na Amerykanów, żeby nas wyzwolili? Przepłynęli Odrę pod Siekierkami,
Kostrzynem i gdzie indziej i zatrzymali się parę kilometrów za
Kamieńcem Podolskim, Nowogrodem Wołyńskim, Wilnem i Święcianami? Nie
wpuścili Ruskich z czerwonymi gwiazdami na czapkach w granice
Macierzy? Oto są pytania, na które dziś nawet Davis nie próbuje
napisać broszurki, nie mówiąc o grubej książce. Może dlatego, że i
on nie chce się narazić królowej angielskiej?
Trochę
medali dostaną weterani - ci, co szli ze Wschodu i ci, co z Zachodu
albo wracali z Lasów. Którym udało się przeżyć. Których od czasu do
czasu pokazuje się jeszcze dzieciakom na szkolnych apelach jak
historyczne eksponaty w muzeach. Bez mała bezimiennych, bo sami o
sobie często niewiele potrafią powiedzieć. Lub nie chcą. W
większości bardzo skromni. Często anonimowi. Którzy nie lubią albo
nie mogą opowiadać o sobie i swoich rodzinach dramatach historii,
która ich tu przygnała. Pogubionych w zawieruchach dziejów dobrych
lub nie nadających się do publicznych opowieści czynów, bo sądzą, że
nikt ich nie zrozumie. Pionierzy, którzy weszli do tego miasteczka,
zostali. Ich dziś dorosłe dzieci. Nie mieli sił iść dalej, albo nie
mieli gdzie lub było im wszystko jedno. Wybrali się tu, by wszystko
zacząć od początku. Od sprzątania gruzowisk. Niekiedy własnych
życiorysów. Od organizowania życia publicznego. Zmęczeni i pełni
nadziei. Ci, spośród których niektórzy teraz dostaną medale. Może
tylko dyplomy. Krzyż jakiś na którymś zawiśnie. Może jedynie Bóg
zapłać. Albo nic.
Podzieleni na różne związki, stowarzyszenia i organizacje, będą
obchodzić Dni Zwycięstwa i Początku Nowego Życia w różnym czasie i
w różnych miejscach. Także w Barlinku. Niekiedy pod różnymi hasłami.
Czasami przeciw sobie wzajemnie. Bo choć urodziła się Nowa Historia,
Nowa Epoka, która mogłaby łączyć, to to, co kiedyś ich wszystkich
dzieliło – fronty, kierunki marszów i krzywdy, powraca do nich w
postaci tej dokuczliwej, polskiej przypadłości, która polega na tym,
że również wtedy, kiedy nie mamy wrogów przy swoich granicach, to
bardzo lubimy ich szukać między sobą. Jak te Kargule i Pawlaki. To
nasz narodowy żywioł. Sąd sądem, ale najlepiej mieć granat w
kieszeni. Tamta wojna się nie skończyła. Niestety.
Kupiłem pałacyk na raty
Chodzą
słuchy, że zabytkowy Pałacyk Cebulowy, którego Lubuskie nam nie
oddało po reorganizacji województw, zamieniony zostanie przez nowych
właścicieli prywatnych na magazyn cebuli. Nic podobnego. Sam go
odkupiłem. Mam kwity i długi. Dziś nic nie kupuje się za całą
gotówkę. Można kupować na raty. Na razie wpłaciłem pierwszą: dwa
złote i trzydzieści groszy. Pierwszą ratę, bo spłatę rozłożyli mi na
100 lat, więc się specjalnie nie martwię.
Obiecuję: żadnej cebuli w Cebulowym nie będzie. W zabytku
zarejestrowanym w rejestrze konserwatora zabytków? Nigdy. Ja tam
zorganizuję muzeum śmiesznych figur miejskich i gminnych, choć przed
ponurymi też nie będę się wzbraniał. W gminie brakuje takiego
muzeum, do którego społeczeństwo światowe przyjeżdżałoby autokarami
albo mercedesami, spacerowało sobie i fotografowało się na tle
sławnej postaci jakiegoś Presleya, angielskiego króla, bądź członka
holenderskiej monarchii. Ja się kazałem zdjąć na tle członka. Już
nawet nie pamiętam – angielskiej czy holenderskiej monarchii. A może
i szwedzkiej? Kto by to spamiętał. Chwalę się tymi zdjęciami przed
uczestnikami wycieczek, które stawiają się na moje urodziny, bądź
imieniny, których liczebność, na szczęście, nie przekracza zazwyczaj
trzech osób.
Żeby
jednak zabezpieczyć się przed jakąś nadzwyczajną komisją sejmową,
bądź gminną, do zbadania afery, skąd wziąłem kapitał na pierwszą
ratę za Cebulowy Pałacyk, zmuszony zostałem przez strachliwą
małżonkę do złożenia wyjaśnień. Idź, mówi, albo napisz, żeby nam się
nie przyczepili, skąd wziąłeś kapitał na pierwszą ratę za barlinecki
zabytek. Jeszcze nie spłaciliśmy ostatniej pożyczki.
No to
wyjaśniam. Jestem niewinny jak nie koszerne prosię. Z jabłkiem w
zębach. Tym bardziej, że w którymś z poprzednich felietonów („Wróżę
z ręki do ręki”) napisałem, że ohydną profesję wróżbiarską biznesowo
próbowałem uprawiać w stajence betlejemskiej na rynku. A niech mnie
Bóg broni. Nikt by mnie tam nie wpuścił. Sam bym się nie wpuścił.
Nawet jak bym wlazł do niej, pastuszkowie by mi wskazali miejsce
raczej przy stajennej zwierzynie, a nie między sobą. Ale czy cały
rynek to też nie była stajenka? Choinka ze światełkami, girlandy
światełek, wesołych świąt, do siego roku. Co kto szedł, to się
żegnał pobożnie. Możliwe, że na mój widok. Nie można wykluczyć. Bo
kto uprawia płatne rzemiosło wróżbiarskie na placu betlejemskiej
stajenki? Pomyleniec jakiś.
W
związku z czym redakcja przyjęła delegację, od której dostała pismo,
żeby wyrzuciła mnie razem z tymi bezbożnymi felietonami za okno. To
jest dostatecznie wysoko. Dość herezji. Budzenia kontrowersji.
Niezadowolenia wśród zadowolonego społeczeństwa. No, iiidę, iiidę. A
niech mnie Bóg broni. Będę z daleka omijał stajenki. Zaś co do
wróżbiarstwa w okolicach stajenek, to mi można naskoczyć. Zwłaszcza,
że na wróżbach w okolicy stajenki na stajennym placu zarobiłem dwa
złote i trzydzieści groszy. Wystarczyło na pierwszą ratę za Cebulowy
Pałacyk. Tam dopiero urządzę stajenkę.
Słomka
|