Moja loża
* Po
wielkim optymizmie, jaki zapanował w magistracie po sprzedaniu
trzech działek na Rynku, nastąpi chyba teraz chwila przemyślenia.
Dlaczego? Ano dlatego, że nabywcy tych działek jakoś nie mogą
otrzymać warunków zabudowy, które by ich satysfakcjonowały. No to
trzeba zadać pytanie: to nie wiedzieli oni przed kupnem działek, co
można postawić w reprezentacyjnym miejscu Barlinka? Wychodzi na to,
że nie wiedzieli.
W
numerze 8 z 2003 roku w Echu Barlinka opublikowaliśmy nazwijmy to
koncepcję zabudowy tego terenu, autorstwa zasłużonych dla Barlinka
państwa Cykalewiczów. Trzeba powiedzieć, że taka wizualizacja
pomogła niektórym przeciwnikom zagęszczenia budowlanego Rynku w
zmianie zdania.
W czym
zatem problem? Po pierwsze: ano chyba w tym, że w starym
przedwojennym Barlinku w tym miejscu stały dwa budynki, o czym
świadczą archiwalne fotografie. A tu gmina podzieliła ten teren na
trzy działki, w tym działkę tak zwaną narożną, której wówczas nie
było. A po drugie: działki sprzedawano nie w tym samym terminie i
dlatego właśnie ta narożna została sprzedana za wydaje się
niebotyczną kwotę ponad 500 tys. zł, chociaż i dwie pozostałem za
grosze też nie poszły.
No i
nie ma się co teraz dziwić, że właściciele działek nie mogą się
dogadać z burmistrzem, co mogą na tych działkach postawić.
Przypominam sobie, jak to w trakcie sesji Rady Miejskiej, kiedy to
wyznaczano do sprzedaży tereny rynkowe, któryś z radnych
(przepraszam, ale nie pamiętam który) zaproponował, aby w
magistracie przygotowano wstępny projekt zabudowy dla przyszłych
nabywców działek. Tego głosu nie wzięto wówczas pod uwagę, chociaż
wydawał się on rozsądny, o czym świadczą obecne rozbieżności w
zdaniach, które być może przerodzą się w konflikt - jeżeli tej
sprawy szybko się nie załatwi. Bo działkę na wieczyste użytkowanie
po to się kupuje, aby ją szybko zabudować. A tu okazuje się, że nie
da rady.
Nabywcy już twardo przymierzają się do odsprzedania działek
rynkowych, zniesmaczeni przeciągającą się procedurą projektową.
Sprawą zapewne zajmiemy się wkrótce.
* Ale
wieść gruchnęła po mieście i okolicach, dalszych i bliższych!!!
Barlinek się wyludnia. Wielki smutek zapanował na twarzach jednych,
bo jak tak dalej pójdzie i tendencja się utrzyma, to do stanu
zerowego, czyli nastanie u nas pustynia i człowieka nie zobaczysz,
dojdziemy za... 433 lata z jakimś tam hakiem. To jest za kilkanaście
pokoleń.
Lecz
czym smutek dla jednych , tym radość dla drugich. Bo oto w rękach
jest potężny argument, że źle się dzieje w księstwie barlineckim, co
od dawna zapowiadali wszelcy wieszcze, przepowiadacze i
katastrofiści. Żyć u nas nie sposób, bo jest drogo jak nigdzie
indziej w Polsce, że pracy nie ma i bezrobocie jest, o matko(!!)
strukturalne. A wszystko to wynika ze złego rządzenia gminą. He, he,
he... Jak my dojdziemy do władzy, to damy pracę wszystkim
potrzebującym, mało tego, zjedzie się do Barlinka przynajmniej pół
powiatu z kawałkiem województwa, będziemy budować domy z luksusowymi
mieszkaniami, Górny Taras rozbuduje się do Jaromierek albo i jeszcze
dalej. Nastanie kraina mlekiem i miodem płynąca, bo podatki
zredukujemy do zera, przygotujemy działki dla inwestorów z za
granicy, którzy się będą tu pchać drzwiami i oknami, by dać dobrą
pracę za godziwą zapłatę, taką przynajmniej jak średnia krajowa.
Fajna perspektywa. Już można się teraz cieszyć.
Pewnie, cieszmy się radością wielką, tym bardziej, że Dębno,
powiatowy Kuwejt gazem i ropą płynący, wyludni się za 280 lat, a
urzędniczy Myślibórz jeszcze szybciej, bo za 200 lat. A i
bezrobotnych jest jakoś u nas coraz mniej. Jakby na to nie patrzeć,
to dziwnym trafem wskaźnik tego nieszczęścia spadł w Barlinku do...
niecałych 16%. Trudno w to uwierzyć? Będziemy o tym pisać w
następnym Echu w przyszłym tygodniu. Gorąco polecam ten materiał.
Liczby chyba nie kłamią, a Urząd Pracy smuci się, bo kogoż tam będą
rejestrować.
Te
dane, które podałem nadają się na jakąś poważną pracę z zakresu
socjologii. Dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze. Albo
odwrotnie, dlaczego jest tak dobrze, skoro jest tak źle. Zależy jak
kto na to patrzy. Dla pesymistów szklanka do połowy napełniona wodą
jest w połowie pusta, dla optymistów jest w połowie pełna. Jak w
dowcipie z kabaretu Tey o traktorze, w którym się jedno koło
zepsuło, ale za to trzy są dobre. To jest to samo, ale jak ładnie
brzmi.
Jest
dobrze, ale nie beznadziejnie.
Krzysztof Kędzior
|