Z lamusa Raptusa

Każdy Nowy Rok ma to do siebie, że tworzy w nas nadzieję na lepsze. Na lepsze wszystko:  samopoczucie, byt materialny, sukcesy zawodowe, zdrowie itd. itd. Wyobrażamy sobie, że kiedy jak kiedy, ale właśnie w tym Nowym Roku będziemy spokojnie realizować nasze plany, może nawet marzenia staną się bliższe realności, a otoczenie będzie dla nas łaskawsze. Tak jest od zawsze i tak jest także teraz, na progu bardzo okrągłego - 2005 roku. Zanim jednak o Nim pomyślimy, zastanówmy się na ile te życzenia są realne w świetle doświadczeń w 2004 roku, na który też liczyliśmy, że będzie lepszy, bogatszy i ... spokojniejszy.

No cóż, świadomość, że ktoś stał się lepszym, moim zdaniem wie tylko ten, kto czuje wewnętrzne zadowolenie z dobrze spełnionego obowiązku wobec bliźniego w tym kawałku życia, ograniczonego 365 dniami. Jest tylko pytanie: Jak to postrzegają bliźni? Samozadowolenie wcale nie musi świadczyć o dobrze spełnionym obowiązku, bo ma ono wiele odmian. Tak, jak podobno wiele jest prawd... Dlatego zostawmy ten problem naszym sumieniom.

Czy jesteśmy bogatsi? To słowo też ma wiele znaczeń. Między innymi:

- czy jesteśmy bogatsi o przeżyte doświadczenia i jakie z tego wyciągamy wnioski?

- czy osiągnięte przez nas bogactwo, to również radość, czy krzywda dla innych?

- czy zdobyte bogactwo - jakie by ono nie było - jest dobrym zaczynem na następny rok i dalsze?

Czy jesteśmy spokojniejsi? Stan spokoju warunkuje wiele czynników: nie tylko nasz byt materialny, także to, co dzieje się wokół nas, co sami tworzymy, czym obdarzamy innych?

Takie i podobne pytania możemy sobie zadawać bez końca, ale czy  nie sądzisz, szanowny Czytelniku, że na progu Nowego 2005 Roku, wzbogaceni o doświadczenia 2004 roku, w świetle rzuconych tu przeze mnie kilku prostych znaków zapytania, nasza przyszłość nie maluje się różowo? Raczej nie, ale za to na różnorodność obrazków charakterystycznych dla naszego polskiego piekiełka, chyba narzekać nie będziemy? Będą przecież wybory, to i błocka będzie co nie miara, bo jakże mogło by się bez niego obyć? Obietnic też przybędzie i co gorsze, bardzo wielu z nas da się na te piękne słówka złapać, bo jakoś do realności rzucanych haseł jest nam daleko, za to na gładkość słów w jakie są one ubierane reagujemy z olbrzymią ufnością. Zapominamy o realiach, które gdy patrzymy wokół i przyglądamy im się na co dzień, widzimy jakie są złudne i utopijne. Jak łatwo i ślisko, w świetle tych zmyślnych obrazów, wygląda nasza droga do realnej rzeczywistości.

Trochę mi głupio w tej - w gruncie rzeczy - radosnej chwili pisać o takich prozaicznych sprawach, ale czy nie z nich składa się nasza codzienność? To nie z mrzonek ona powstaje, lecz z marzeń układanych w realne kształty, których budowniczymi jesteśmy sami. Oszukiwanie się, że coś powstanie z niczego, czyli że jakoś się to zrobi, jak to leży w naszym zwyczaju, nic nie wniesie nowego do naszego życia w oczekiwanym 2005 roku.

W świetle takiej perspektywy nie wypada mi nic innego, jak życzyć wszystkim naszym Czytelnikom - tym, którzy nas lubią i tym, co nas nie znoszą, a mimo wszystko czytają - opanowania, cierpliwości i nadziei, że przecież jakiś piękny dzień się gdzieś tam czai, i dzięki mądrym decyzjom jakie w tym 2005 roku podejmiemy, może być rokiem radości, albo chociażby tylko zadowolenia z dobrze spełnionego obowiązku. Więc dużo, dużo zdrowia.

Raptus
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka