Za a nawet przeciw
Lewą, prawą czy środkiem?

Wracający z sylwestra obywatele mieszkańcy, przyjezdni i tutejsi, obcy i swoi jakoś tak dziwnie szli. Nawet jedna większa rodzina – dziadek z babcią, dzieci z dorosłymi wnuczkami i z jednym prawnukiem zygzakami rozproszeni szli sobie. Jedni po lewym chodniku, drudzy po prawym, inni środkiem ulicy. Z jakąś komisją do zbadania czegoś na czele. Obiecali sobie, że tak będą chodzić do skutku. Nawet policja musiała ich omijać slalomem, żeby kogoś nie przejechać niewinnie.

O co chodzi? – pytam się, starając się zachować bezstronnie. Nie urazić nikogo, bo w noc sylwestrową każdy ma prawo iść którędy chce, tyle że kulturalnie, nie wyrażać się skrajnie, nie obsikać jakiegoś pomnika. Przytknąłem do kogoś ucho i słucham. Chodzi o to, że jak się na sylwestra, szczególnie o północy, całowaliśmy – prawica z lewicą, lewica z niezaangażowanymi po żadnej stronie, nad ranem, kiedy już parę osób utknęło nosami w bigosach, wytrzeźwiało nieco, naszły nas reminiscencje. Oto Polska nasza cała. Kraj malowany Nikiforem i Kossakami, pisany Sienkiewiczami, Szymborską i aktami oskarżeń, grany Moniuszką, Pendereckim i Nastukanymi Glantem, ojczyzna niewinnych zdrajców, aferalnych lewicowców i sterylnych patriotów, członków i bezpartyjnych, obojętnych na wszystko i przekupnych, zależy ile kto płaci. I Barlinek nasz w pępku świata. Gęsiareczka zmarznięta na środku, jak ta znana ofiara losu z zapałkami do ewentualnego sprzedania, choć dzisiaj wszyscy już używają zapalniczek gazowych.

Kiedy wybiła północ, lewica złośliwie bez opamiętania całowała prawicę. Prawica po licach czerwonych cmokała lewicę. Niezaangażowani jednych i drugich na przemian, nie rozróżniając kolorów. Oto do czego prowadzi nadużywanie używek. Jeszcze nie wiadomo, kto czym się zaraził. Służba zdrowia ma kaca i milczy. Jeszcze się nie wypowiada. Tylko niektórzy całowali się sami ze sobą. Radykalnie unikali całowania się z SLD czy SdPl, bądź z PSL albo z LPR, PO, a nawet z PiSem, Samoobroną i odwrotnie. Żeby się nie zarazić. Ale w Grenadzie zaraza.

Panie szanowny, a pan żeś kogo całował w sylwestra? – słyszę znienacka zza węgła. Jam kogo? – pytam, żeby się upewnić, czy do mnie jest to przemówienie. Nic nigdy nie wiadomo, kto do kogo mówi, jaki podstęp knuje. Jam kogo? I po której stronie? Po prawicy, lewicy czy środkiem, gdzie się przechodniów najczęściej przejeżdża? Odpowiadam, żeby nie było gadania, że tych po tej i po tamtej stronie, a co do reszty urosły mi skrzydła. Zwyczajnie, jak to w sylwestra. Patrzę, a tu jedno kiełkuje. Po tylu wódach? Miało prawo. Wyrosło. Patrzę, a tam drugie wykluwa się. Ki licho? – się pytam. Wyrosło. Dwa, a ja w środku. I lecę. Niczym aniołek z obrazka. Tyle że łysy. Ledwo macham skrzydłami i lecę bezstronnie. Aż spadłem. Dlaczego? – pytam się swoich skrzydeł. Słyszę odpowiedź: bo w Polsce niebo też podzielone jest na lewicowe i prawicowe. Oraz tych, co chcą fruwać pośrodku. Takich na ogół się strąca na ziemię.

Słomka
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka