Nie jestem banitą

Naszą redakcję odwiedził Józef Jerzy Faliński – viceprezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Mieszkańcy Barlinka pamiętają go doskonale jako burmistrza Barlinka oraz marszałka województwa zachodniopomorskiego. Pozwoliłem sobie na godzinną rozmowę z nim, której zapis przedstawiam szanownym czytelnikom Echa Barlinka. 

KK. Panie prezesie, w krótkim okresie czasu przeszedł pan burzę dziejową. Po intensywnym burmistrzowaniu Barlinkiem został pan marszałkiem województwa. To była ważna decyzja w pańskim życiorysie...

JJF – Muszę powiedzieć, że miałem strasznym dylemat. Musiałem zostawić kolegów, miałem rozgrzebaną budowę domu, obiecywałem w Barlinku przecież ludziom wiele rzeczy. A w Szczecinie nie miałem żadnego zaplecza. Jednak po gorących dyskusjach partyjnych w okręgu stwierdzono, że moja kandydatura była do zaakceptowania i przez Szczecin i przez Koszalin. Byłem bez żadnych obciążeń i miałem przecież doświadczenie w pracy w samorządzie. Tak więc w końcu zdecydowałem się zostać marszałkiem, ale nie była to łatwa decyzja do podjęcia i przeze mnie i przez moją małżonkę.

KK – No tak, ale w Szczecinie rozpoczęły się burze wewnątrz pańskiej partii i przestał pan być marszałkiem. Zaproponowanu panu posadę w Funduszu Ochrony Środowiska. Nie poczuł się pan w tym momencie banitą? Przecież postrzegany jest pan, jako człowiek o niezwykle wysokich ambicjach, kojarzono już w Barlinku pana nawet z Warszawą?

JJF – O nie. Nie czuję się jak na banicji. Ja nie przegrałem, ja wygrałem. Muszę powiedzieć, że ponoszę konsekwencję za mówienie prawdy. Miałem swój wypracowany model, z którym nie zgadzała się większość moich partyjnych kolegów. Moja partia odeszła od programu i zdradziła ludzi. Te wszystkie afery wyniknęły ze sposobu sprawowania władzy. Ja tobie – ty mnie, dziwne stosunki profitowe.

KK – I co? Odszedł pan z jednej partii do drugiej...

JJF – Miałem możliwość wyboru i z tego skorzystałem. Teraz w dalszym ciągu twierdzę, że stylem sprawowania władzy musi być służebność wobec wyborcy. Jedno mogę powiedzieć - na pewno nie będę startował ponownie na marszałka.

KK – Proszę pana, mówi się głośno, wracając do pańskich ambicji politycznych, że nowa pańska partia wystawi pana na listę do parlamentu. To będzie sejm czy senat?

JJF – Nie wykluczam żadnej decyzji. Jednak za wcześnie teraz o tym mówić. lecz przede wszystkim to nie zależy ode mnie i ważne jest to, z kim mam startować.

KK – Załóżmy taki scenariusz. Przyjmijmy, że startuje pan w wyborach do parlamentu, lecz scena polityczna jest już tak zmieniona, że odpada pan. Traci pan posadę w Funduszu Ochrony Środowiska, czego wykluczyć nie można. I co? Powrót do Barlinka? Kandydowanie za dwa lata w wyborach samorządowych na fotel burmistrza?

JJF – Nie wykluczam żadnego scenariusza. Nasze społeczeństwo szybko się uczy. Znamy w Barlinku ludzi, znamy nazwiska, a będziemy przecież głosować na nazwiska, nie na partie. Może w końcu dojdzie do tego, że ludzie pójdą na wybory.

KK – Mieszka pan w Barlinku, jednak nie pokazuje się pan za bardzo publicznie. Nie ma pana na sesjach Rady Miejskiej, jednak podejrzewam, że jest pan doskonale zorientowany w aktualnej mapie politycznej Barlinka. Co pan sądzi teraz o dawnych kolegach z SLD?

JJF – Po pierwsze. Nie ma mnie na sesjach, bo mnie nikt na nie nie zaprasza. A powiem, że chętnie bym w nich uczestniczył. Po drugie. Zastanówmy się, kto rządzi Barlinkiem? Kto ma teraz większość w Radzie? I po trzecie. Nie wszystkim ludziom z SLD w Barlinku mogę cokolwiek zarzucić.

KK – To miło,  że pan wpadł do redakcji. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Kędzior
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka