Roma-Schneverdingen
Pogodnych, radosnych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia oraz
szczęśliwego Nowego Roku 2005 wszystkim przyjaciołom i znajomym z
Barlinka życzą Joanna i Dieter Greve ze Schneverdingen.
Ciekawostki
Schneverdingen i okolic II
Wybrane legendy
Oto w
skrócie legendy, z których postacie umieścił rzeźbiarz Frijo Muller
– Belecke w kompozycji fontanny (opisanej w poprzednim numerze).
Rozbójnicy z kotliny
Mohrengrund
Pewna
dziewczyna szła z Haverbeck do Schneverdingen by zrobić zakupy dla
niedomagających rodziców. Droga wiodła obok Mohrengrund, gdzie w
jaskini mieli swoją kryjówkę rozbójnicy. A że zajęciem zbójów są
rozboje i grabieże, przyczaili się w krzakach i napadli na
dziewczynę. Niewiele miała, porwali ją wiec do swojej kryjówki, by
im służyła. Musiała gotować, sprzątać, znosić rubaszne żarty i złe
traktowanie.
Kiedyś
zabrakło mąki i rozbójnicy wysłali dziewczynę do Schneverdingen, by
przyniosła worek mąki. Kupiwszy ją od handlarza jak nakazali
zbójnicy, dziewczyna nie mogąc unieść worka, usiadła na kamieniu,
(który jest w mieście do dziś) i głośno użalała się na swój los.
Usłyszał jej lamenty przechodzący obok człowiek i usiadłszy koło
niej poprosiłby mu wszystko opowiedziała. Wyżaliła się dziewczyna,
ale musiała wracać do rozbójników, bo strach ją poganiał. Ów
człowiek, zarzucając jej worek na plecy, zrobił w nim małą dziurkę,
by idąc, znaczyła mąką drogę. Kiedy dziewczyna odeszła, zebrał
drużynę odważnych mężczyzn z miasta i uzbrojeni w siekiery i widły
wyruszyli naznaczoną mąką drogą, aż do zbójeckiej siedziby. Tam,
zaskoczywszy rozbójników bez trudu ich pojmali, zniewolili i
powiedli do miasta, gdzie osadzili w więzieniu. Uwolnioną dziewczynę
zaś zwrócili rodzicom ku ich wielkiej radości.
Olbrzymy z Schulern
i Hohenwilsede
W
czasach, gdy jeszcze żyły olbrzymy, dwóch z nich osiedliło się w
pobliżu Schneverdingen. Jeden, w Schulern, drugi pod górą
Hohenwilsede. W okolicy panował spokój, dopóki z niewiadomych
przyczyn nie zaczął narastać między nimi konflikt, aż wreszcie
doszło do kłótni i starcia. Olbrzym spod góry podniósł ogromny głaz
i chciał nim cisnąć w przeciwnika, zaś ten drugi nabrał w ogromne
garście piachu, by sypnąć w oczy temu spod góry i oślepić go.
Pozabijaliby się na wzajem lub w najlepszym wypadku okaleczyli,
gdyby nie pospieszył w sukurs wiatr z północy. Zaczął dąć tak
silnie, że zniweczył zamiary zacietrzewionych olbrzymów. Kamień
pierwszego nie doleciał do celu, lecz do miejscowości Steinbeck, a
piach z garści drugiego wiatr zdmuchnął koło Ehrhorn tworząc tam
wydmy. Tak olbrzymi zachowali wzrok i całe kości, a dowody rzeczowe
walki można do dziś oglądać. W dolinie rzeki Veerseta koło Steinbeck
leży wielki głaz, a obok Ehrhorn widnieją piaszczyste wydmy. Nie
wiadomo tylko, co stało się z olbrzymami.
Cieśla, diabeł i
baba
Przed
wieloma laty w miejscowości Schwalingen żył cieśla, który
wyspecjalizował się w struganiu z drewna łyżek i warząchwi i tak
zarabiał na życie. Był człowiekiem cierpliwym i spokojnym, ale żonę
miał złośliwą jędzę, która całymi dniami narzekała, przeklinała,
zrzędziła i awanturowała się. Nie mieli potomstwa, więc kobieta nie
mając, kim się opiekować, wyładowywała na pokornym mężu cała swoją
złość i energię. Męczył się cieśla z babą już 30 lat i na lepsze nie
było widoków. Powtarzał często, że nawet diabeł by jej nie chciał,
bo nie dałby jej rady. Kiedyś, kiedy mówił to kolejny raz siedząc na
ławie i dłubiąc koryto, ona odpowiedziała, że nie boi się diabła, bo
nawet gdyby przyszedł, włos jej z głowy nie spadnie. I wtedy stało
się. Drzwi się z hukiem otworzyły i zjawił się sam diabeł. Cieśla
uciekł przerażony, a baba wcale się nie przestraszyła. Chwyciła
pogrzebacz i wymachiwała nim przed diabłem klnąc, złorzecząc i
wyzywając diabła od cielaków, żółtodziobów, gołowąsów i źle
wychowanych smarkaczy. Diabeł się bronił, wreszcie udało mu się
chwycić szalejącą ze złości babę i wrzucić do wiklinowego kosza.
Zarzucił kosz na plecy i chciał zanieść babę na diabelską górę, ale
ona cały czas wrzeszczała, wyzywała i przeklinała, a droga na górę
była daleka. Nagle baba zamilkła. Zaintrygowało to diabła, a i plecy
go zabolały. Postawił kosz na ziemi, by zobaczyć, co z babą. A ona
milczy jak nieżywa. Podpalił, więc koniec swojego ogona i wsadził
przez dziurkę do kosza, by podrażnić babę i upewnić się, że żyje.
Nie zdołał nawet zajrzeć do kosza, bo przebiegłe, perfidne babsko
chwyciło diabelski ogon, zawiązując go na supeł tak, że diabeł nie
mógł go wyciągnąć. Męczył się, szalał, prosił, wierzgał kopytami,
wreszcie zaczął prosić babę, by odsupłała jego ogon. Ona na to, że
owszem, ale pod warunkiem, że odniesie ją do domu. Długo się
wykłócali, wreszcie diabeł ustąpił. Miał dosyć baby, wiedział, że
nie wygra, odniósł ją, więc cieśli. Biedny chłop, kiedy zobaczył
finał porwania, miał twarz „jak pięć dni deszczowej pogody”. Na nic
się zdały błagania, by diabeł zabrał sobie jędzę i zatrzymał na
zawsze. „O nie!” - wykrzyknął diabeł. „Wszystko, tylko nie to! To
byłby koniec diabelskiej kariery i reputacji! Niewyparzona gęba baby
wszystkich mi odstraszy i zakłóci uporządkowane diabelskie życie.
Zatrzymaj sobie babę, ja jej nie chcę! Męcz się sam, bo ja nie
jestem aż tak głupi!” i rzuciwszy kosz na środku kuchni zniknął.
Nigdy już nie pojawił się w tych stronach, chociaż cieśla wzywał go
i błagał wiele razy.
Romana Kaszczyc
|