Igrzyska w barlineckiej puszczy.

WSZYSTKO W RĘKACH KONIA

Takie słowa padły z ust zawodnika w odpowiedzi na pytanie o swoje szanse w zawodach. Razem z koniem stał już na starcie, a niezwyczajnym zmaganiom przyglądała się licznie zgromadzona publiczność. Wśród obserwatorów znajdował się, między innymi, wybitny polski rysownik – Henryk Sawka.

Nadleśnictwo Barlinek – organizator corocznej imprezy – znane jest nie tylko z dobrego zarządzania ogromnymi obszarami leśnymi, jakie tworzą prastarą Puszczę Barlinecką. Oprócz działalności gospodarczej, ekologicznej i edukacyjnej dba również o zachowanie unikalnych wartości przyrodniczych, a nawet kulturowych. Do tych ostatnich należą materialne pomniki tajemniczej przeszłości leśnych ostępów, lecz nie tylko do pielęgnacji pamiątek chlubnej historii ograniczają leśnicy swoje działanie. Coraz częściej sięgają w sferę ponadmaterialną.

Las zawsze miał swoje odrębne prawa i odrębne obyczaje. Prawa uległy wymogom upływającego czasu – upływający czas zmienił obyczaje. Praw nie sposób zmienić, ale można wskrzesić dawne obyczaje. Można, jeśli się tego chce. A leśnicy chcą i mają wyobraźnię. Za przykład niech posłużą barwne Noce Świętojańskie urządzane w głębi lasu na wzór tych, jakie w pradawnych czasach niewątpliwie w puszczy się odbywały. Gdyby jakiś przypadkowy wędrowiec trafił tam w tę osobliwą, najkrótszą w roku noc, mógłby ujrzeć sceny i obrazy jakby żywcem wyjęte z kart „Starej Baśni” lub arturiańskich „Opowieści Okrągłego Stołu”.

Nawiązywanie do tradycji w połączeniu z codzienną pracą znalazły wyraz w jeszcze innej, niespotykanej gdzie indziej formie. Kto to jest drwal i jaką pełnił on do niedawna rolę (?) – wiadomo wszystkim. Teraz, kiedy nowoczesna technika wkroczyła do lasu, drwala zastąpił pilarz. Ścięte i obrobione już drewno ktoś musi jednak wydobyć z gąszczu i z leśnych bezdroży. Powalony kolos stawia przy tym niemały opór, a mechaniczne środki transportu nie zawsze są w stanie dotrzeć do każdego miejsca ścinki, zwłaszcza tam, gdzie podłoże jest grząskie albo mocno strome. Wówczas na arenę wkracza ktoś drugi. Ktoś, kto w języku służb leśnych nazywa się zrywkarzem. Praca dzisiejszego zrywkarza niewiele różni się od tej, jaką ludzie ci wykonywali tutaj przed wiekami. Zawsze, tak dawniej jak i obecnie, tworzyli oni nierozłączny i zharmonizowany tandem z koniem. Zwykle pracują      w samotności i mało kto jest w stanie zrozumieć ich wysiłek. Ktoś jednak dostrzega tę pracę i stara się ją uatrakcyjnić.

Od szeregu lat Nadleśnictwo Barlinek organizuje Zawody w Zrywce Konnej. To wyjątkowa impreza. Wyjątkowa, bo podobnej nie ma w całym kraju i dlatego, chociaż zawody rozgrywane są w mniejszej terytorialnie skali, nazwać by je można: ogólnopolskimi. Wyjątkowość polega także na połączeniu leśnej tradycji i codziennej pracy z emocjami, jakie wywołują wszelkie zmagania sportowe. Tu również – jak w narciarskim slalomie (bo jest to rodzaj slalomu) – liczy się czas (w sek.), precyzja manewru, punkty karne itp. czynniki.

Niemniej ważnym elementem jest po prostu: zabawa. Dla zawodników ciężko pracujących przez większą część roku jest to okazja do spotkania się, zmierzenia swych sił oraz umiejętności, a wreszcie do zabawienia się w godny sposób. Kibicująca natomiast publiczność dostrzega w zawodach niepozbawione swoistego uroku widowisko nacechowane lekkim posmakiem egzotyki.

Tegoroczne IX Zawody odbyły się 17 lipca w leśnictwie Polana k. Łubianki. Zasięgiem objęły trzy Nadleśnictwa: Barlinek, Kłodawa i Strzelce Kraj. Na miejsce zmagań stawiło się 15 załóg. Załoga to nierozerwalny zespół, jaki tworzą człowiek z koniem, zaprzęgiem i osprzętem. Każdy z uczestników przywiózł z sobą ponadto rodzinę i znajomych. Ze względu na odległość i niepewną aurę nie stawiły się załogi z rejonu Strzelec; nie zawiódł za to strzelecki Nadleśniczy – Hubert Jurczyszyn, który ufundował kilka cennych nagród.

W zawodach przewidziane są dwie konkurencje: zrywka drewna stosowego oraz drewna dłużycowego. Pierwsza polega na tym, aby załadowanym wałkami drewna zaprzęgiem jak najszybciej pokonać wyznaczoną trasę, umiejętnie klucząc (wężykiem) między rozstawionymi słupkami. Nie wolno przy tym potrącić żadnego z tych palików ani zgubić załadunku – za to naliczane  są punkty karne. Dlaczego? Dlatego, gdyż jak wytłumaczył Nadleśniczy Janusz Sikorski, słupki te symbolizują drzewa, a w lesie zrywkarz musi tak ostrożnie i zręcznie manewrować pomiędzy pniami, by ich nie okaleczyć a zarazem nie zgubić ładunku. Przy szybkim tempie zawodów z jednoczesnym pokonywaniem ostrych zakrętów okazuje się to nie lada sztuką.

W drugiej konkurencji obowiązują podobne zasady, ale jest ona trudniejsza od pierwszej. Trudniejsza dlatego, bowiem teraz krótszy zestaw zaprzęgu zastępuje dłużycowe drewno, czyli drąg o długości 10 m, z którym nie tak łatwo przecisnąć się między bramkami utworzonymi z powbijanych w ziemię pali. Najtrudniejsza jest jednak ostatnia czynność: jest nią wyrównanie czoła spiętrzanych w mygły drągów. Pomylić się wolno tylko o 5 cm – za każdy dalszy centymetr naliczane są punkty karne. Wszystkich tych reguł pilnie strzeże, mierzy i liczy 9 osobowy zespół sędziowski.

O powodzeniu decydują dwa czynniki: ludzki i zwierzęcy – wyjaśnił sędzia główny Norbert Dowejko. – Te dwa ogniwa, jak w jeździectwie, muszą być z sobą zintegrowane i w pełnej współpracy.

Zawody budzą z jednej strony ambicje, z drugiej – emocje. Każdy chciałby wypaść w nich jaknajlepiej, ale ... nie od samego człowieka sukces zależy. W grze bierze przecież udział także jego czworonogi partner, który nie zawsze rozumie, o co w tym wszystkim chodzi. On słucha tylko wydawanych komend, a te są przeróżne. – „Nie przeginaj!” – strofuje swego konia jeden z zawodników, kiedy zwierzę wykonało nie taki jak trzeba manewr. Przyganiał człowiek koniowi, chciałoby się w tym momencie rzec, gdyby nie to, że za chwilę z ław widzów słychać nerwowe ponaglanie skierowane pod adresem innego zawodnika: „Szybciej, szybciej – wnuk patrzy!” Emocje – jak grypa – są zaraźliwe, toteż gorączka udziela się z wolna wszystkim. Nawet niebo jej nie poskąpiło: - „To wreszcie pierwszy dzień lata” – nie bez racji ktoś zauważył.

W całych zawodach zwyciężył Waldemar Guszpit i klacz Gniada reprezentujący Nadleśnictwo Barlinek, Leśnictwo Moczydło. Tuż za nim uplasował się Jacek Otwinowski wraz z koniem Kasztanem, a trzecie zaś miejsce zajął jego ojciec Jan Otwinowski z koniem Kuba, oboje reprezentujący Leśnictwo Łubianka.

Przegranych tak naprawdę nie było, gdyż każdy coś w wyniku imprezy zyskał – jeśli nie nagrodę, to poczucie dobrze spędzonego dnia. No i nadzieję. Nadzieję, że następnym razem powiedzie się mu lepiej. Tegoroczny zwycięzca powiedział na ten temat tak: „W pierwszych zawodach byłem ostatni, a dziś...” Inny, tłumacząc się trochę, potwierdził zacytowaną już teorię: „Wszystko w rękach konia”.

Nad sprawnym – jak zawsze – przebiegiem zawodów czuwała Komisja pod przewodnictwem  Ewy Sielskiej i Norberta Dowejko, a w sposób perfekcyjny w roli komentatora debiutował Dariusz Piątek. Niezapomniane wrażenie wywierała świetna oprawa muzyczna, której odbite od ścian lasu echo potęgowało odświętny nastrój.

Imprezę relacjonowała na bieżąco OTV Szczecin oraz „Gazeta Wyborcza”. Malowniczej scenerii, z uwagą i z ujmującym uśmiechem na twarzy przyglądał się niezrównany Henryk Sawka, a obok niego licznie zgromadzeni w ten dzień w Polanie goście.                        

K.H.
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka