Hotelu nie będzie – las zostanie

Wiele się mówi o tym, że większość gmin w Polsce cierpi na brak inwestorów. Inwestorów, którzy zdecydują się zaryzykować, wydać pieniądze, otworzyć nowe firmy i zatrudnić w nich ludzi. Jeżeli już taki się znajdzie, to jest traktowany z odpowiednią estymą, w wielu przypadkach przydziela mu się człowieka, urzędnika, który dosłownie zaopiekuje się nim, będzie pilotować jego poczynania, wszystko po to, aby jak najmniej odczuł dolegliwości poruszania się w gąszczu biurokracji i przepisów.

Tak jest gdzie indziej, tak powinno być, ale niestety nie w Barlinku. Bo jak można inaczej zrozumieć nie podjęcie przez Radę Miejską uchwały w sprawie wyrażenia zgody na rozpoczęcie procesu zbycia nieruchomości. A chodzi o dwuhektarową leśną działkę na ulicy Sportowej, po jej lewej stronie, przed wjazdem na ulicę Poziomkową.

Działką tą zainteresował się barlinecki przedsiębiorca, chcą wybudować na niej hotel o europejskim standardzie na kilkadziesiąt osób, z pełną infrastrukturą rekreacyjną. Ktoś może powiedzieć: ale po co mu aż 2 hektary? Sama zabudowa hotelu może liczyć kilkanaście arów, ale żeby obiekt był atrakcyjny potrzebne jest także odpowiednio zagospodarowane otoczenie. W chwili obecnej na tej działce rośnie las z około tysiącem drzew. I właśnie o te drzewa poszło na sesji.

Inwestor przeanalizował kilka lokalizacji przedstawionych wcześniej przez burmistrza, jednak wybrał tę działkę na ulicy Sportowej. W tej sprawie, zanim jeszcze rozgorzała dyskusja na sesji, radni spotykali się na nieformalnych zebraniach z przedstawicielem inwestora wielokrotnie. Zaprezentował radnym ideę pomysłu, którzy wówczas niemalże klaskali z uznaniem. Praktycznie nie mieli żadnych uwag i później na komisjach też zostało to zaakceptowane.

I nagle na sesji Rady Miejskiej, ni stąd ni zowąd zaczęły się problemy. Głównie z drzewami, które rosną w lesie. Nie wiedzieć dlaczego ktoś sobie wymyślił, że po sprzedaży przez gminę działki, nowy właściciel wytnie cały las – a rośnie tam około tysiąca drzew, rozparceluje ją na mniejsze kawałki i będzie po kolei je sprzedawać robiąc przy okazji doskonały interes. Zaiste, pomysł niemalże szatański. Tylko, że takie działanie byłoby niezgodne z prawem i o tym oponenci jakby zapomnieli. Po za tym, na co komu pustynia po wycięciu lasu. Cały urok hotelu byłby właśnie w odpowiednio zagospodarowanym kompleksie leśnym.

Niezwykle interesującą postawę zaprezentował radny Tadeusz Szyld, który wcześniej wielokrotnie twierdził, że gmina i burmistrz nie wykorzystują szans rozwoju gminy, nie ściągają inwestorów, a przede wszystkim nie ma u nas działek na rozwój gospodarczy. Wykorzystując obecność kamery telewizji kablowej, która emituje swój program także w mieszkaniu tego inwestora, bardzo go przeprosił, doceniając jego zasługi dla szpitala, że będzie głosował przeciw sprzedaży lasu, pięknej enklawy, którą się zniszczy, a tego przyszłe pokolenia mogą nie wybaczyć.

Przewodniczący Rady Mieczysław Adryjanowski zwrócił uwagę na inny aspekt. Mianowicie wspomniał o skomplikowanych procedurach związanych z zagospodarowaniem tej leśnej działki, że tam nie może powstać hotel a jedynie pojedyncze działki pod zabudowę pensjonatową.

Radny Grzegorz Zieliński wskazał na możliwość sprzedaży innych terenów po hotel, chociażby terenu potartacznego, zapominając o tym, że tym terenem poważnie zainteresowana jest już niemiecka firma.

Głos w dyskusji zabrał także były radny Romuald Bartkowski, mieszkaniec przyległej ulicy Łokietka. Apelował do radnych, aby nie urbanizowali na siłę tego terenu, że chadza do tego lasu codziennie z psem na spacer. Przypomniał także fakt, jak to będąc jeszcze radnym udało mu się 10 lat temu zablokować sprzedaż „za grosze” – jak się wyraził - atrakcyjnego terenu po ośrodku AWF na Sportowej. No tak, tyle że dzisiaj funkcjonowałby tam z pewnością jakiś pensjonat czy hotel, płacąc już od lat podatki miastu i dając pracę ludziom.

Burmistrz Zygmunt Siarkiewicz zupełnie nie mógł zrozumieć postawy radnych. Wcześniejsze uzgodnienia poszły absolutnie w kąt. Stwierdził, że sporny teren istnieje w planie miasta jako teren turystyczny. I to gmina przygotowuje warunki zabudowy, gmina może także sprzedać działkę w wieczyste użytkowanie i mieć cały czas pieczę nad tym terenem.

- Zadaniem burmistrza jest znalezienie inwestora – stwierdził Z.Siarkiewicz – I on już jest. Podjęcie decyzji pozostawiam Radzie – zakończył.

Potem było głosowanie. Za przyjęciem uchwały głosowała tylko jedna radna, Zofia Zmarzlik (SLD), która chyba zupełnie przez przypadek w tym momencie stała się jedyną orędowniczką rozwoju turystycznego Barlinka. 6 radnych z tzw. opozycji było przeciw (radny Szyld w trakcie głosowania wyszedł z sali), a 11 radnych głównie z SLD wstrzymało się od głosu, choć w pełni wcześniej popierało koncepcję turystycznego zagospodarowania Barlinka.

Po raz kolejny okazało się, że ci co się wstrzymali od głosu faktycznie byli przeciw uchwale.

Po głosowaniu na tą uchwałą, w trakcie przerwy, w kuluarowych rozmowach, część radnych stwierdziła, że tę nieszczęsną decyzję trzeba jakoś odkręcić. I to szybko. Tylko, czy nie będzie już za późno?

Przyspieszyć rozwój miasta i gminy - to hasło od kilku lat lansowane przez radnych wszystkich opcji, wykorzystywane w kampaniach wyborczych. Trzeba zadać sobie pytanie: jak powyższą decyzję radnych należy traktować? Co jest najważniejsze - interes publiczny czy zupełnie niezrozumiała dla większości społeczeństwa walka polityczna? Z resztą, o jakiej polityce możemy mówić w Barlinku...

Krzysztof Kędzior
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka