Między Courrieres, a Barlinkiem

Tradycyjny rewanż wzajemnych wizyt pomiędzy młodzieżą francuską z Courriėres (partnerskie miasto - Francja), a młodzieżą barlinecką, w tym roku miał miejsce w dniach od 5 do 11 lipca. Była to już trzecia wizyta francuskiej młodzieży u swoich polskich przyjaciół dzielących wspólne zainteresowania, a skupionych w Zespole Tańca i Piosenki „Uśmiechy”.

Kierownictwo grupy przybyłej do Barlinka stanowili: pp. Didier Droisart – kierownik grupy, reprezentujący merostwo Courriėres, Veronique Dupuich – choreograf i kierowniczka zespołu tanecznego oraz Bernard Montury – pedagog, odpowiedzialny w merostwie Courriėres za sprawy oświatowe. To już prawie stała kadra opiekuńcza grupy, nie po raz pierwszy odwiedzająca nasze miasto.

Po raz pierwszy z młodzieżą przybył do nas mer Courriėres p. Christope Pilch, wraz z p. Christianem Kosiek, pełniącym również z powodzeniem rolę tłumacza. Miało to o tyle wyjątkowe znaczenie, że p. Christope Pilch mógł zobaczyć Barlinek w pełnej krasie: zielony, ukwiecony, słoneczny (na szczęście), jak i jego okolice równie interesujące, i obfitujące w swoisty koloryt, że nie wspomnę już szczegółowiej o wspólnej z młodzieżą wyprawie do Poznania i Szczecina.

Grupa przybyła z Courriėres w poniedziałek 5 lipca ok. godz. 8-mej rano witana przez p. Leokadię Malanowską, szefa Uśmiechów w każdym względzie i głównego organizatora pobytu w Barlinku francuskich dzieci. Tylko choroba nie pozwoliła p. Lodzi uczestniczyć w całym wydarzeniu, ale Jej duch był na każdym kroku obecny we wszystkich elementach tej wizyty, a w Jej imieniu doskonale, jako opiekunka i powiernica młodzieży, radziła sobie p. Magda Zynda, współpracująca na co dzień z p. Leokadią.

Oficjalne powitanie francuskiej grupy miało miejsce w dniu przyjazdu, wieczorem w świetlicy Ośrodka Pomocy Społecznej. Ceremonii powitania dokonał burmistrz Miasta i Gminy Barlinek p. Zygmunt Siarkiewicz wraz z przewodniczącym Rady Miejskiej p. Mieczysławem Adryjanowskim oraz zastępcą burmistrza - p. Amelią Pakosz i Zdzisławem Kikiem – Dyrektorem ZEASz. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że młodzi goście zaraz po obiedzie zdążyli już być w gorzowskiej pływalni, skąd powrócili w doskonałych nastrojach i z większym apetytem pałaszowali kolację przygotowaną przez p. Halinę Zwiech.

Wtorek to przede wszystkim wycieczka do Poznania - jeden z punktów programu pobytu, w trakcie której zwiedzono Stare Miasto, jego okolicę i Katedrę.

Środa - dzień prób i przygotowań do występów, jakie się miały odbyć w dniu następnym, a po obiedzie plaża. Szczęśliwie ten dzień był szczególnie słoneczny i ciepły, czego nie można powiedzieć o całym dotychczasowym naszym lecie. Ale przecież bywało już znacznie gorzej.

Czwartek – dzień najbardziej urozmaicony, ale i pracowity. Po śniadaniu, w towarzystwie mera Courriėres p. Christope`a Pilcha zwiedzanie Muzeum Regionalnego. „Krótko, ale interesująco” - stwierdziły dzieci generalnie. A po południu, o godz. 1600 koncert.

No, więc koncert zaczęły Uśmiechy. Program - prawie powtórzenie tego, który przygotowała p. Lodzia Malanowska na Dni Schneverdingen, nieco tylko skrócony. Właściwie znany, ale ciągle oglądany z największą przyjemnością: rozpoczynają ci najmłodsi marszem, później pełne dynamiki tańce z Dzikiego Zachodu. Jest też Czerwony Kapturek, Wilk i Strach na wróble (jaki on tam strach!) i wreszcie Gargamel, Smerfy i pszczółka Maja, i... a któż tam zliczy wszystkie postaci z bajek?... Aha! Jeszcze wzruszający Świat nie jest taki zły i Paluszek i główka. Co tam jeszcze? No, jest Krawczyk ze swoim Przyjacielu i strzelający szampan ze zgrabnymi kelnereczkami, ale jest też tango ukryte nie tylko w muzyce, w układzie tanecznym, ważne jest także kto go tańczy, a dla mnie to taniec mojej młodości. Nie zabrakło także akcentu ukraińskiego. Wszystko to przeplatane disco, które zabarwia wszystko nowocześnie. Brawo!

Część druga, przygotowana przez p. Veronique Dupuich. Tańce z pogranicza nowoczesności i klasyki. W gruncie rzeczy, to jakby scenki spotkań młodych ludzi, w których kipi od problemów współczesności pełnej konfliktów, co wcale im nie przeszkadza bawić się, tańczyć, ale i różnić, odcinać od tego co niesie współczesność.

Odnosi się wrażenie, że pani Veronique chce pokazać skomplikowany świat współczesnej młodzieży, tylko przełożony na język tańca bardzo zróżnicowanego stylowo, bo to disco, hula-hoop, jazz, blues i swing. Wszystko to łączone klasyką baletową (solówki, ale nie tylko), wzruszająca jak zwykle Edith Piaf, również akcenty orientalne. Pozornie wszystko wykonywane na pełnym „luzie”, ale i to zostało dokładnie przemyślane, oddając atmosferę współczesnego bycia, może pozy, może sposobu na życie naszej młodzieży?...

I na koniec finał: szybko po sobie następujące scenki w wykonaniu obu zespołów, zakończone hymnem Unii Europejskiej. To robiło wrażenie.

Już trzykrotnie oglądałem występy grupy prowadzonej przez p. Veronique i zauważyłem duże zmiany nie tylko w formie, ale i w treści, ale przede wszystkim jej konsekwencję myśli programowej.

Dwa zespoły i dwie bardzo różne linie stylów, bardzo się uzupełniające, oglądane z wielkim zainteresowaniem.

Koncert kończą podziękowania naszych władz samorządowych w osobach pp. burmistrza Zygmunta Siarkiewicza, przewodniczącego RM - Mieczysława Adryjanowskiego i mera Courriėres - p. Christope`a Pilcha, którzy wyrazili swoje uznanie nie tylko dla dzieci biorących udział w koncercie, lecz także i może przede wszystkim osobom prowadzącym zespoły ze szczególnym uwzględnieniem p. Leokadii Malonowskiej, nieobecnej, niestety, ze względu na chorobę, p. Veronique Dupuich i p. Magdzie Zynda, pieczołowicie czuwającej nad całością koncertu.

Po koncercie wspólna zabawa przy muzyce przystawkach i napojach na ośrodku Janowo. Upust wielkich emocji. Bawiono się prawie do północy. Podobało się wszystkim bardzo, szczególnie młodzieży.

Piątek – wycieczka do Szczecina. Wały Chrobrego, zwiedzanie Zamku Książąt Piastowskich i zakupy, a w sobotę plażowanie, ostatnie zakupy. Po obiedzie wizyty młodzieży francuskiej w domach swoich przyjaciół „uśmiechowych”.

Niedziela. Ostatni dzień pobytu. Pływanie na jachtach i tzw. „balandze” (coś w rodzaju tratwy), a po obiedzie w Almie pożegnanie z udziałem władz miasta i o 1800 wyjazd z rynku i pożegnania. I tu dopiero się zaczęło... Szlochy, łkanie i bieg za autokarem. No cóż. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Młodzieży pozostaje wspomnienie wspólnie spędzonych dni, które - miejmy nadzieję – zaowocują przyjaźnią, a nam dorosłym pomogą w ugruntowywaniu nadziei na lepszą dla nich przyszłość.

Władysław Kmiecik

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka