Co w trawie i prawie zgrzyta?

Odnosząc się do tytułu można by powiedzieć, że wszystko zgrzyta. Takie czasy.

Zdarzenie pierwsze. Przechodząc, jak wielu z nas, obok budynku jednego z mieszkańców ul. Niepodległości natknąłem się na właściciela. Zagadnąłem po przyjacielsku, że jakże to, aby przy tak ładnym domku rosło zielsko i wybujała trawa? Zagadnięty obruszył się i poirytowany moją uwagą zapytał: A czy pan na nieswoim skwerku sadziłby róże?

Odpowiedziałem, że i owszem, a gdybym jeszcze na własny koszt wykonał takie gazony kwiatowe, nawet bym się nie zastanawiał. Uwagi moje nie przekonały mojego rozmówcy. Powiedział, że „walczy” z Urzędem Miasta i urzędnikami od 10-ciu lat o ten teren i wreszcie po wielu trudach udało mu się w lutym tego roku kupić na własność – jak powiedział – nie to, na czy mu zależało, lecz także i znaczną część chodnika, którą mu „wciśnięto”. A dla zwrócenia społecznej uwagi zamierza swoją własność, w tym część chodnika ogrodzić, tym samym utrudniając w swobodnym przechodzeniu tym ruchliwym miejscem.

Myślę, że ten pan tylko żartował, ale kto to wie? Cóż, można i tak, skoro to prywatna własność – to dzisiaj rzecz święta. Rodzi się tylko pytanie, dlaczego z tą sprawą tak długo zwlekano, dlaczego sprzedano także część chodnika i w końcu, komu się chce tym wyrządzić krzywdę?

Nie zamierzam się mieszać w spór, który jak mi powiedziano, ma długą historię. Ale mam wątpliwości, czy wszystko odbywało się zgodni z przepisami i obowiązującym prawem?

Po wstąpieniu do UE przybędzie nam jeszcze jedna policja. Budowlana, której zadaniem będzie nie tylko kontrola placów budów, ale sprawdzane będą wszystkie składy materiałów budowlanych i fabryk. Podatnicy na utrzymanie nowej formacji wydadzą ponad 6,6 mln zł. Czy zniknie bałagan panujący w tej branży, czas pokaże Grzechem głównym jest nagminne łamanie prawa budowlanego, tzw. samowola budowlana, niespójność prawa i znikoma egzekucja – także przez organy samorządowe. Stare powiedzenie „Polak na zagrodzie równy wojewodzie” nic nie straciło na aktualności.

Zdarzenie drugie. Zostałem poinformowany przez kolegę wędkarza, członka PZW, że łodzie rybackie cumujące obok przystani żeglarskiej – a jest ich tam ok. 15 – mają być usunięte z tego terenu, z uwagi na planowaną rozbudowę samej przystani. Cieszy mnie fakt, że władze Klubu Żeglarskiego Sztorm działają tak prężnie. Grono pasjonatów, które się w nim dobrało to prawdziwi fanatycy żeglarstwa, mający w swoim dorobku wiele imprez ogólnopolskich, szkoleń młodzieży, wycieczek turystycznych itd. I to w czasie, gdy na wszystko brakuje pieniędzy. Żeglarze mądrze oszczędzają, szukają sponsorów i roztropnie wydają. Rzadka to cecha i godna naśladowania.

W świetle tego, nie rozumiem postawy wieloletniej pani radnej (mniejsza o nazwisko), która jako pracownica BOSTiR zażądała od wędkarzy stałej, miesięcznej opłaty za cumowanie łodzi wiosłowych przy brzegu jeziora. Gdy zapytałem, na jakiej podstawie mamy wnosić taką opłatę, odpowiedziała, że przecież to teren BOSTiR-u i „my wam pilnujemy wasze łodzie”!? Komentarza nie będzie. Przytoczę natomiast ustawę z 18 lipca 2001 roku Prawo Wodne.

„Art. 1 par. 3. Gospodarowanie wodami uwzględnia zasadę wspólnych interesów i jest realizowane przez współpracę administracji publicznej, użytkowników wód i przedstawicieli lokalnych społeczności tak, aby uzyskać maksymalne korzyści społeczne”.

A jak ta współpraca między użytkownikami naszego pięknego jeziora przedstawia, lepiej za dużo nie pisać,, gdyż przyjaciół mi nie przybędzie, a wrogów już mam. Przytoczę jeszcze ważny, moim zdaniem, artykuł 27 Prawa Wodnego. „Zabrania się grodzenia nieruchomości przyległych do powierzchniowych wód publicznych w odległości mniejszej niż 1,5 metra od linii brzegu, a także zakazywania lub uniemożliwiania przechodzenia przez ten obszar”. Przez linię brzegu należy uważać stały suchy ląd z wieloletniego okresu obserwacji. Konia z rzędem temu, kto mi odpowie na pytanie, dlaczego Kowalski – właściciel stawu hodowlanego – musi opracować operat wodno-prawny i uzyskać pozwolenie na jego użytkowanie. Zaś Klub Żeglarski, użytkujący przystań a będącą własnością gminy, takiego pozwolenia już nie musi posiadać?

Czytelnicy mogliby przytoczyć od siebie szereg przykładów ewidentnego łamania prawa, przez różne podmioty gospodarcze i zwykłych zjadaczy chleba. Zastanawiające jest, kto w Polsce wprowadził zbójeckie prawa. Jako wędkarz mógłbym przytoczyć znane wszystkim powiedzenie, że ryba psuje się od głowy. A błękitną flagę wciągnęli razem Kwaśniewski i Miller, Wałęsę zaś wysłali na ryby! Czy ryba bierze? Pozostawiam to polityczne pytanie bez odpowiedzi?

Tomek